Gdy usłyszałam rojenia prezesa Kaczyńskiego na temat tego, iż nie rozpoznał ciała swego brata po przewiezieniu go do Polski /wcześniej w Rosji rozpoznał/, pomyślałam: jak on musi być ciężko chory, na władzę, iż posuwa się do "mieszania" w trumnach tych, którzy zginęli w latastrofie lotniczej pod Smoleńskiem.
Przyszła mi też na myśl historia, która wydarzyła się lata temu w związku z wyjazdem grupy wspinaczy z klubu wysokogórskiego, z którym byłam zaprzyjaźniona, na obóz do Francji. Spośród członków klubu wyznaczono grupę / główną i rezerwową / na wyjazd. Załatwiano dla wszystkich paszporty. A, że były to jeszcze czasy, kiedy paszport nie leżał w domu, więc nie było pewne, czy wszyscy go otrzymają. Stało się tak, że jeden z tych, który został wyznaczony do grupy głównej, rzeczywiście nie otrzymał go i wtedy na jego miejsce wskoczył rezerwowy.
I, jak on się cieszył, że jednak uda mu się wyjechać na wspinaczkę w Alpy.
Chłopcy wyruszyli pociągiem, trochę z przygodami i trochę okrężną drogą, bo tak było taniej.
Po jakimś czasie przyszła wiadomość, że jeden z kolegów zginął /ten szczęśliwy rezerwowy/, gdy po wspinaczce, podczas schodzenia do obozowiska, zapragnął napić się wody, z potoku płynącego obok ścieżki alpejskiej. Kiedy zszedł ze ścieżki, to akurat w tym momencie oberwał się ogromny głaz skalny, który zepchnął go do szczeliny między skałami. Ciała nie odnaleziono.
Krzyś zginął, osierocił żonę i małe dziecko.
Chłopcy wrócili w minorowych nastrojach i na dodatek musieli zająć się zorganizowaniem symbolicznego pochówku kolegi.
To była tragedia.
Po roku okazało się, że francuscy ratownicy odnaleźli ciało kolegi. Jakimś cudem "wypłynęło" spod skał i lodu.
Cóż, trzeba było przetransportować je do Polski i urządzić drugi pogrzeb, tym razem już z ciałem. I to dopiero był koszmar. Żona i inni już trochę się pozbierali, a tu trzeba było tragedię przeżywać od nowa.
Teraz, gdy usłyszałam "rewelację" Jarosława Kaczyńskiego, w zwiąki z ciałem jego brata, to uznałam, że nie ma on krzty przyzwoitości i nie bierze pod uwagę uczuć rodzin innych ofiar tragedii smoleńskiej. Grzebie w ich niezabliźnionych jeszcze ranach. Pozwolił też przez osiem miesięcy wierzyć ludziom odwiedzającym grób pary prezydenckiej na Wawelu, że to właśnie jej oddają cześć. Dziś nawet to podważa. Szaleństwo.
Inne tematy w dziale Polityka