Danny Boyle wyreżyserował - na podstawie książki "Between a Rock and a Hard Place", Arona Ralstona - film pt. "127 godzin" /"127 Hours"/.
Jest to dramat biograficzny.
Jego centralną postacią jest wspinacz amerykański, Aron Ralston /gra go James Franco/. Występuje też m.in. Treat Williams, znany choćby z musicalu "Hair", który gra ojca głównego bohatera.
Film zaczyna się sielankowo, jazdą na rowerze po ścieżkach górskich w Utah. Piękne widoki, później sympatyczne spotkanie - na szlaku - z dwiema turystkami. Pożegnanie.
Aron zapalony fotograf i filmowiec, w drodze powrotnej postanawia wejść do jaskini przy kanionie Blue John i z perspektywy jej wnętrza zrobić zdjęcie okolicy. I trach, obrywa się wielki głaz, który porywa mężczyznę, a następnie przygniata mu prawe przedramię.
Właściwa fabuła filmu, to zmaganie się uwięzionego człowieka z przerażeniem, samotnością w nieszczęściu, brakiem wody i pożywienia, wspomnieniami, zwidami itp. I systematyczne powtarzanie sobie: Aron myśl i nie zwariuj.
Kulminacyjna scena dostarcza takich wrażeń, że aż czuje się ból. Ale tak musi być, bo ma to w tym wypadku sens.
Zdjęcia do filmu zrobili: Enrique Chediak i Anthony Dod Mantle. Są rewelacyjne. I te krajobrazowe i te z wnętrza kanionu /świetna współpraca operatora z aktorem/.
Muzyka A.R. Rahmana jest zróżnicowana. Podkreśla i grozę, a także elementy humoru, który - mimo tragicznej sytuacji - nie opuszcza momentami głównego bohatera.
Film jest bardzo kameralny, a niby skromna fabuła, gdzie wiele czasu zajmuje też mocowanie się ze sprzętem wspinaczkowym czy scyzorykiem /tanim, tępym "chińskim badziewiem" od mamy/, niesamowicie wciąga.
Gorąco polecam.
Inne tematy w dziale Rozmaitości