Od pewnego czasu czeskie /również słowackie/ media - i nie tylko - piały na temat naszej żywności, iż podobno jest niezbyt dobra. A, to - głównie - dlatego, że jest konkurencyjna /również cenowo/ w stosunku do tej miejscowej.
Niedawno spektakularnym pomówieniem rzucono w polską koninę, która była sprzedawana w jednym ze sklegów w Morawskiej Ostrawie. Czeskie służby weterynaryjne - podobno - wykryły w niej ślady fenylobutazonu, który może być szkodliwy dla zdrowia człowieka. Co strona polska przyjęła z pewnym niedowierzaniem i poprosiła o ponowne przebadanie tej partii /320 kg/ mięsa. Na co wczoraj przyszła odpowiedź z Czeskiej Państwowej Inspekcji Sanitarnej, iż nie mogą spełnić prośby Polaków, ponieważ całość owego mięsa już sprzedano, więc i najpewniej zjedzono. Wypowiedział się też minister rolnictwa Republiki Czeskiej, Peter Bendl, który zapytany o jakość polskiej żywności sprzedawanej w Czechach trochę się migał, aby w końcu stwierdzić, że: "To konsument decyduje o tym, czy kupi żywność krajową czy importowaną". Normalnie, "czeski film".
I koń by się uśmiał z takiej zadymy i tłumaczeń. Ale trzeba przyznać, że czeski humor - nawet - w obliczu sprzedaży mięsa końskiego bywa powalający. A z drugiej strony... zrobić komuś koło pióra, gdy chodzi o sprawy poważne, jednak trzeba umieć, żeby po awanturce nie pozostał głównie pusty śmiech.
Inne tematy w dziale Polityka