Wczoraj sąd partyjny SLD wyrzucił - zdawało się jeden z filarów ugrupowania - Ryszarda Kalisza, bo ten usiłował coś ugrać z Kwaśniewskim oraz Palikotem i nie potrafił obiecać, że przestanie. Dziwna zagrywka, bo raz, że Kalisz nic innego jeszcze nie zbudował, a dwa chciał być - podobno - łącznikiem między środowiskami lewicowymi. Trzeba też pamiętać, iż Kalisz był na tyle popularny, że ciągnął - przy różnych wyborach - listy SLD, a nie każdy tam ma taką siłę przebicia...
Ale to jeszcze nic, bo przewodniczący Leszek Miller pofatygował się do Lecha Wałęsy, z zaproszeniem na przygotowywany kongres lewicy. Wałęsa zgodził się, bo raz, że jest ostatnio wyposzczony, jeśli chodzi o zaproszenia, a dwa chyba chce znów próbować podać nogę Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, gdyż ten jeszcze nie został zaproszony.
Cała zadyma SLD-owska nie podoba się innemu filarowi partyjnemu, Józefowi Oleksemu, który wczoraj stwierdził, że na kongresie raczej się nie pojawi... razem z Wałęsą, bo ten przy pomocy służb obalił pierwszy lewicowy rząd - w wolnej Polsce - i nigdy nawet nie złożył za to samokrytyki. Później Miller dał Oleksemu jeszcze kolejny powód, aby kongres omijał, ponieważ zaordynował mu okład na głowę.
I nastąpił dalszy ciąg "programu", gdyż rozpędzony - "pędziwiatr" - Miller na kongres postanowił zaprosić też gen. Jaruzelskiego, który ma wystąpić na nim, jako ten lewicowy korzeń z PZPR.
Leszek Miller kiedyś był dosyć obrzydliwym aparatczykiem, a w wolnej Polsce przeszedł znaczną metamorfozę i czasami nawet mówił oraz działał z sensem. Ba, bywał też zabawny. Natomiast jego ostatnie pociągnięcia partyjne wskazują, na zachwianie u niego - politycznego - instynktu samozachowawczego. No chyba, że chce odejść z polityki robiąc wielką rozwałkę, żeby nie powiedzieć wybuch, w swej partii. Powodzenia!
Inne tematy w dziale Polityka