Niedawno w serwisie tweetowym agencji "The Associated Press", puszczono wiadomość o wybuchach w Białym Domu. Ranny miał być prezydent. Giełdy zareagowały gwałtownymi spadkami.
Jednak nastąpiło dementi: to było "tylko" włamanie z fałszywą wiadomością... na serwis. Sytuacja się normuje.
Wydarzenia w Bostonie - podczas maratonu - stały się najważniejszym newsem grzanym przez kilka dni, choć w innych częściach świata - np. w Iraku - feralnego dnia zginęło o wiele więcej osób - co uzmysławia, iż ofiary ofiarom nie są równe.
W dobie szerokiego dostępu do różnych mediów, możliwe jest ogromne zainteresowanie lokalnym wydarzeniem, jeśli miało ono miejsce w "atrakcyjnym" politycznie regionie, jak i fałszowanie rzeczywistości, gdy da się przejść np. przez pewne bariery zabezpieczające.
Żyjemy niby w realu, lecz jesteśmy manipulowani.
Manipulują odbiorcami też wszyscy ci, którzy stoją aktualnie na świeczniku i są przez to atrakcyjni medialnie. Polityk może powiedzieć coś rano, aby - gdy cytat z niego nie znajdzie poklasku - wieczorem próbować wmawiać publiczności czy zwierzchnikom, iż jego słowa wyrwano z kontekstu i je zmanipulowano. Sportowiec, który po porażce olimpijskiej lekceważąco wypowiada się o swoim starcie na Igrzyskach, choć reprezentowanie własnego kraju powinno być dla niego największym honorem, przykłada /słownie/ więcej wagi do "szlemów", z których płynie potężna kasa, aby potem obrażać się na tych, którzy zacytowali jego słowa. Ale co tam, reklama jest, a ludzie - dobrze, czy źle - gadają, więc jest szansa, że zapamiętają. Reklama dźwignią handlu...
Jakieś to wszystko niepoważne i bez uczciwej gradacji wydarzeń. Nawet w przypadku, kiedy giną ludzie.
Inne tematy w dziale Polityka