Były współpracownik Agencji Bezpieczeństwa Narodowego USA, Edward Snowden, buchnął materiały świadczące o inwigilacji przez Agencję i inne służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych rozmów telefonicznych, jak i o obserwacji celów cywilnych na dziewięciu serwerach internetowych /m.in. Google, Facebook, Yahoo, YouTube/ i przekazał je wybranym mediom, czyli "Guardianowi" oraz "Washington Post". I stał się ściganym.
Snowdenowi udało się uciec do Hongkongu, ale ponieważ USA naciskały na tamtejsze władze, aby doszło do jego aresztowania, a później ekstradycji, musiał się ewakuować i dziwnym trafem udało mu się wylądować w Moskwie / U przyjaciół?/. Tam niby był, ale dokąd się udał nie było wiadomo, natomiast po krótkim czasie poszła fama, iż będzie leciał na Kubę. Stąd i cała chmara dziennikarzy wykupiła bilety na określony lot. Snowden - jednak - na pokładzie samolotu się nie pojawił, więc wycieczka musiała być jałowa.
A w międzyczasie wyszło, że uciekinier wystąpił o azyl i to w kilku krajach, m.in. na Islandii oraz w Ekwadorze. I ten ostatni kraj jest najbardziej prawdopodobny, jako oaza dla Snowdena, ponieważ znalazl już tam - podobno - swoje miejsce Julian Assange z WikiLeaks, więc może służyć szpiegowi Snowdenowi za przewodnika.
To tyle sensacji, natomiast rodzi się pytanie: Dlaczego Edward Snowden TAK właśnie zadziałał? Przecież mógł się spodziewać, iż będzie ścigany przez Amerykanów i prędzej czy później - w taki czy inny sposób - go dopadną. Samobójca? A może nie miał innego wyjścia, bo już dawno zdradził i pracował dla obcych służb, a cała jego ostatnia akcja, to tylko atak wyprzedzający przed aresztowaniem i ujawnieniem jego działalności na terenie USA. A trzeba przyznać, że wypromował się do granic możliwości i już po cichu nie da się go spacyfikować.
Inne tematy w dziale Polityka