Dzieło życia, tak był reklamowany film Luca Bessona /reżyseria i scenariusz/ pt. "Valerian i Miasto Tysiąca Planet", zresztą dedykowany jego ojcu. Sprawdziłam...
Akcja filmu zaczyna się - kosmicznie - w roku 1975 i toczy się przez rok 2020, 2050 i... 400 lat później. Jest współegzystencja i np. podawanie sobie rąk lub innych "kończyń" przez ludzi oraz innych kosmitów.
Jest - perłowa - planeta szczęśliwości, gdzie się bierze, ale i oddaje... naturze. Ale następuje moment, gdy swoje burzenie przenoszą tam ludzie i giną jej mieszkańcy, a tylko części udaje się uciec... zdyzelowanym statkiem kosmicznym.
Jest też ogromna stacja kosmiczna, na której żyją różni kosmici, w tym i ludzie. Lecz w pewnej jej części coś nie współgra z pozostałymi "elementami" i trzeba rozwikłać tajemnicę. Biorą w tym udział major Valerian /Dane DeHaan/, sierżant Laureline /Cara Delevingne - dobra jest/, artystka Bubble /Rihanna/, rozrywkowy Alfons Jolly /Ethan Hawke/, generał Okto-Bar /Sam Spruell/, ale i podejrzany komandor Arun Filitt - taki "prezes" , który najlepiej wie... - /Clive Owen/.
Muzykę do filmu "Valerian..." skomponował - popularny pośród reżyserów - Alexandre Desplat, ale są też utwory innych twórców, np. Davida Bowie czy Bobba Marleya. A zdjęcia stworzył - też znany - Thierry Arbogast.
Film "Valerian i Miasto Tysiąca Planet", to bogate - kosmiczne - widowisko. Fabuła nie jest specjalnie głęboka, ale jest akcja, jest napięcie, humor oraz uczucie. Nie ma nudy.