"Bodyguard Zawodowiec" /"The Hitman's Bodyguard"/, to film wyreżyserowany przez Patricka Hughesa, do scenariusza Toma O'Connora. I jest to zabawna komedia, choć i z poważnymi momentami, czyli: "momenty były...".
I tak...: ochroniarz, który spadł z wysokiej - zawodowej - pozycji, kiedy to nie upilnował zamachu na swego japońskiego klienta, Michael Bryce /grany przez Ryana Reynoldsa/, po dwóch latach od - swej byłej dziewczyny - agentki Amelii Roussel /Elodie Young/ dostaje - dramatyczną - propozycję, aby pomógł jej przetransportować... do Hagi, przed Miedzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, Dariusa Kincaida /Samuel L. Jackson - rewelacyjna rola komediowa/, osadzonego... płatnego mordercę, który zgodził się zeznawać, jako świadek oskarżenia przeciwko... zbrodniczemu prezydentowi Białorusi /Vladislav Dukhovich, grany przez Gary'ego Oldmana, świetnie/. Ceną zeznań, było uwolnienie z więzienia w Amsterdamie żony Kincaida, Soni /Salma Hayek - też dobra, mimo, że klnie jak szewc/.
I jadą... Michael i Darius, napotykając różne przeszkody i różnych polujących na nich bandziorów, którzy chcą zapobiec zeznaniom...
W tym filmie jest masa zdjęć z Londynu, ale chyba najpiękniejsze to te z Amsterdamu, autorstwa Julesa O'Loughlina. Jest i klimatyczna muzyka Atli Orvarssona, ale też przy obecności wielu piosenek z lat minionych.
Gdy wybierałam się na ten film miałam mieszane uczucia, ale gdy wychodziłam z kina byłam przyjemnie rozbawiona, co mnie się bardzo dobało.
A najwięcej zabawy dostarczył mi Samuel L. Jackson. Jego pogaduchy, ale i niekonwencjonalne zachowanie, acz i pełne ludzkiego ciepla, co było zaskakujące, boć grał przecież zawodowego zabójcę, to majstersztyk aktorski, dający widzowi sporo radości, a także wzruszeń.
Fajna komedia i całkiem lekka jak na zmasowane strzelanki, trupy kładące się gęsto, czy latające "fucki" z wielu stron.
Komentarze