Widziałam smutny film, to "Powiernik królowej", w reżyserii Stephena Frearsa /scen. Lee Hall/.
Akcja zaczyna się w Indiach, skąd delegowany jest - przez tamtejsze władze brytyjskie - do królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz cesarzowj Indii, Wiktorii /gra ja Judi Dench/ - z medalem dla niej - Abdul Karim /Ali Fazal/, pisarz więzienny. Towarzyszy mu Mohammed /Adeel Akhtar/, który wcale nie jest z tego zadowolony. I dopływają do Brytanii...
Często śpiąca i jedząca /a potem obstrukcja ją męczy/ królowa, również w towarzystwie dworu i gości, przy spotkaniu z Abdulem doznaje pewnego przebudzenia. I rodzi się przyjaźń, a Karim dla królowej staje się... powiernikiem i nauczycielem, co budzi sprzeciw tak dworzan np. baronowej Churchill /Olivia Williams/, jak i syna królowej, Bertiego /Eddie Izzard/.
Intryga się rozwija, a Karim zostaje przyłapany przez królową na wybieleniu muzułmanów z czasu powstania - w Indiach - w 1857 r., co ją zabolało, jak i na tym, że ma żonę... oraz - przy znacznej pomocy dworzan i syna - iż jest... zarażony rzeżączką...
Muzyka do tego filmu jest autorstwa Thomasa Newmana i zawiera motywy indyjskie. Natomiast zdjęcia stworzył Danny Cohen: są malownicze, tak te we wnętrzach różnych posiadłości, jak i te plenerowe w Anglii, mrocznej Szkocji /królowa twierdziła, że tam wszystko gryzie, nawet ubrania/ czy z Włoch /wakacje/.
Film "Powiernik królowej", to smutny obraz samotności władczyni, która straciła już wszystkich, których prawdziwie kochała, a uchwyciła się trudnej przyjaźni z przybyszem z dalekiego kraju, w którym mimo, iż była jego cesarzową, nigdy nie była. I choć kilka radośniejszych sytuacji nie jest w stanie zrekompensować ogólnego obrazu smutku..., to film warto zobaczyć.
Komentarze