Nagonka na film "Botoks" - Patryka Vegi - jest śmieszna i pachnie hipokryzją. Krytykanci pewnie chcieliby oglądać np. tylko grzecznych lekarzy z serialu "Na dobre i na złe", a przecież to jest zupełna fikcja.
Nie podoba się "miłosna" scena... z psem, a przecież w życiu są też różni dewianci, nawet pośród ludzi znanych, czego doświadczyła kiedyś pewna znana piosenkarka, gdy koledzy artyści wepchnęli jej butelkę... i potrzebowała pomocy szpitalnej, w mieście Krakowie.
"Botoks", to ponoć film antyaborcyjny. A dla mnie to obraz pewnej znieczulicy wśród części personelu medycznego, która pewnie wynika też z nagromadzenia - przez lata pracy - różnych obrazów i przeżyć, stąd takie podejście do martwych płodów czy kalekich dzieci bez szans na przeżycie... i dogorywających...
Byli tacy, którym nie podobało się sikanie jednej z lekarek do zlewu. A przecież to był protest, kiedy jej zwierzchnik, męski szowinista, powiedział, że ona może sobie myśleć, że jest dobrym chirurgiem, ale dla niego takim jest tylko ten... sikający do zlewu, w domyśle facet.
A farmaceutka i jej działanie? Przecież to klasyczny obraz jak się korumpuje lekarzy, żeby przepisywali i zachwalali leki... "tych" producentów.
Obmacywanie pacjentek czy błędy w sztuce medycznej itp., to już banał.
"Botoks', to film pełen brudu i groteski. Jednak nikt nie obiecywał, że będą w nim tylko ładnie ułożone kwiatki, miłe panie, panowie... itd. On pokazuje "smród" życia i patologie, w sferze, gdzie jest to wyjątkowo bolesne oraz irytujące. Ale tak - niestety - bywa.
Film zjechany, a widzowie walą do kin...