Włosi niespodziewanie pokonali faworyzowanych Niemców w półfinale Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Kryzys piłkarstwa na Półwyspie Apenińskim nie zrobił wrażenia na kadrze Cesare Prandelliego, który w Polsce dał się poznać jako człowiek religijny i - co najważniejsze - dotrzymujący słowa.
A pomyśleć, że zawodnicy Italii rozpoczęli turniej, podobnie jak Polacy... Dwa remisy sprawiły, że dopiero trzeci mecz miał okazać się spotkaniem o wszystko. Reprezentanci Włoch wyszli z tej próby nerwów obronną ręką, pewnie pokonując Irlandię 2:0 (Chorwacja po zaciętym meczu przegrała z Hiszpanią 1:0).
"Azzurri" osiągnęli cel o któym marzyli. I chociaż po włoskiej drużynie zawsze można spodziewać się więcej, tym razem ćwierćfinał potraktowano jako sukces. Coraz niższy poziom Serie A staje się faktem, ponadto tamtejszy futbol niszczy kolejna afera korupcyjna, a w kadrze brakuje świeżej krwi (wyłączając prawdziwe objawienie, jakim jest Mario Balotelli). Nic dziwnego, że trener Cesare Prandelli zakomunikował krakowskim kamedułom: "Jak wydostaniemy się z grupy, to przyjdę tu do was pieszo, by podziękować Bogu". Obietnicy dotrzymał. Po wygranym meczu z Irlandią (2:0), selekcjoner w towarzystwie swoich współpracowników wyruszył pieszo z Wieliczki na Bielany. 30 facetów ubranych w garnitury przeszło 21 km w środku nocy, aby... podziękować Bogu za zwycięstwo! Przez całą trasę odmawiali Różaniec. A przed nimi był jeszcze mecz z Anglią...
"Synowie Albionu" pokazali pazur w fazie grupowej. Mogłoby się wydawać, że dodatkowego bodźca dostarczy im awans i powrót do gry gwiazdy europejskiej piłki Wayne'a Rooneya. Tymczasem włoska defensywa znów przypomniała o swojej świetności, nie pozwalając na udane ataki Anglikom. W miarę upływu czasu, Włosi zyskiwali pewności siebie i choć trwała dogrywka, "Azzurri" poruszali się po boisku, jakby grali pierwszą połowę spotkania. Pewności siebie nie zabrakło im również w serii rzutów karnych i to właśnie drużyna z Półwyspu Apenińskiego trafiła do półfinału, a raczej - jak sugerowali piłkarscy eksperci - na pożarcie.
Reprezentacja Niemiec do tej pory grała najpiękniejszy futbol, w pełni wykorzystując blask swoich najjaśniejszych gwiazd: Mesuta Özila, Mario Gomeza czy Samiego Khediry. Tyle, że nie był to dzień naszych zachodnich sąsiadów. Zupełnie inaczej było w przypadku Włochów, którzy grali jak z nut, wykazując się przy tym niezwykłą skutecznością, której było na imię: Mario Balotelli. Czarnoskóry napastnik nie zmarnował dwóch doskonałych sytuacji, pokazując, co to znaczy dobre ustawienie i silny strzał. Jedyne, na co było stać Niemców, to gol strzelony z karnego w samej końcówce meczu. Co prawda, wicemistrzowie Europy sprzed 4 lat mieli okazje, ale co z tego, skoro w bramce stoi Gianluigi Buffon, a na odsiecz kolegom przybywa Andrea Pirlo...
Stalo się, Italia w finale. Znów potwierdziła się reguła, że gdy włoską piłkę trawi korupcja, reprezentanci kraju mobilizują się i wygrywają jakiś turniej. Tak samo było w 2006 r., gdy "Azzurri" zdobyli Mistrzostwo Świata. A, jak wiadomo, historia lubi się powtarzać...
A co na to trener Prandelli? Zaraz po meczu poszedł do kościoła, aby podziękować Bogu za kolejny udany mecz. Może wymodli zwycięstwo? Szczerze mu tego życzę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości