Po wypowiedziach Janusza Korwin-Mikke nt. paraolimpiad, zwolennicy polityka (a może politykującego publicysty?) mogą już chyba zaśpiewać "Bój to nasz ostatni". O ile dało się odkręcać wypowiedzi o kobietach i tłumaczyć, że JKM nie jest szowinistą, o ile można było jakoś wybronić Korwina, ględzącego, że "za Hitlera były 3 raz niższe podatki", tak teraz trudno wyjaśniać, iż lider Nowej Prawicy właściwie "nie ma nic do niepełnosprawnych". Wczorajszy program Tomasza Lisa przelał czarę goryczy.
Rację ma Piotr Zaremba (wPolityce.pl), który stwierdził, że w ostatnich wypowiedziach Korwin-Mikkego można dopatrywać się pewnej logiki. "On nie kwestionuje sensu zajmowania się przez inwalidów pokonywaniem własnych ułomności. Kwestionuje sens ich sportowych zawodów jako widowiska. Czy należy takie widowisko finansować? Czy należy je transmitować w telewizjach. Rzecz warta jest przynajmniej namysłu" - tłumaczy publicysta. "Niestety jak w wielu innych przypadkach Korwin-Mikke pogrąża swoje racje okrutnym, pozbawionym elementarnej wrażliwości językiem" - dodaje komentator prawicowego poralu.
A przecież to właśnie język, dobór odpowiedniego słownictwa, sztuka wyrażania własnych poglądów jest najważniejszym orężem każdego polityka i publicysty, a przecież do takiego miana pretenduje od lat Korwin-Mikke. Choć akurat z tym pierwszym określeniem trudno się zgodzić w przypadku faceta, który przegrywa nie tylko z konkurentami politycznymi, ale również skromnymi oczekiwaniami swoich wyborców. No tak, przecież prawo głosu ma "głupia większość", "l*d" nie powinien go mieć, a "d***kracja" to w ogóle bzdura...
Tyle, że ostatnie "popisy" Korwin-Mikkego mogą nie tylko zniechęcić "nieprzekonanych", którzy po skonsumowaniu niedzielnego rosołu machną krzyżyk przy nazwisku "tego w muszce", ale również uszczuplić grono twardych zwolenników. Tym bardziej, że fascynacja darwiznimem, którą od lat przejawia Korwin-Mikke, staje się coraz bardziej zauważalna i nie do przetrawienia dla katolickiej części jego wyborców.
Korwin-Mikke miał szansę odejść z godnością ze sceny politycznej. Opuścić arenę jako facet, który pozostawił cenny ślad na kartach polskiej polityki. Dekomunizacja, dostrzeganie plusów wolnego rynku, wskazywanie kosztów, jakie ponoszą polscy podatnicy... B. prezes UPR zmieniał myślenie wielu ludzi, siał istny ferment. Nic dziwnego, że istnieje pewna grupa polityków, którzy - raz na jakiś czas - błysną jakimś zdroworozsądkowym pomysłem, wywodzi się właśnie ze środowiska konserwatywno-liberalnego i swoim politycznym życiorysie zaliczyła właśnie Unię Polityki Realnej czy stowarzyszenie KoLiber.
Tyle, że JKM nie umiał przekuć tego potencjału na sukces wyborczy. Był dla wielu osób wyłącznie młodzieńczą fascynacją i wzbudzał takie wypieki na twarzy jak pierwszy seans "Gwiezdnych Wojen" czy wizyta w McDonaldzie. Tyle, że z czasem, efekty specjalne w "Star Wars" okazują się anachronizmem, a żarcie z fast fooda już nie smakuje jak dawniej. Wiele pomysłów Korwin-Mikkego do tej pory zachowało swoją aktualność, ale ich autor nie jest na czasie. A szkoda. Mógł odejść z polityki jako prekursor, "ten pan od wolnego rynku". Teraz odejdzie jako "ten świr od paraolimpiad".
Felieton ukazał się na portalu Fronda.pl
Inne tematy w dziale Polityka