Marcin Kędryna Marcin Kędryna
1315
BLOG

M.D.N.A

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Kultura Obserwuj notkę 2

Twitter: @Ryszard Kalisz: Byłem wczoraj na koncercie Madonny. Niby wszystko dopracowane do perfekcji, ale mimo wszystko nie porwała mnie.

Stoję, choć bardziej precyzyjnie – poruszam się w kolejce do wejścia nr 3. Obok mój kolega Marcin i Bartek Chaciński ze swoim kolegą z „Polityki”. Wymieniamy zdawkowe uwagi na temat Euro. Kolega Bartka był na meczu Grecja-Rosja. Z siedmioletnią córką. O ile dobrze zrozumiałem – nie można było kupić biletów dla dzieci poniżej dziesiątego roku życia. Można było za to pójść z dzieckiem, jeżeli się dostało bilet w prezencie od firmy, która kupiła od UEFA większy pakiet. Córka dziennikarza „Polityki” została królem klasy.

Koło nas przechodzą ludzie trzymający w rękach tekturki z napisem „kupię bilety”. –Panowie, ostatnia szansa– żartuję. –Nie wiesz, czy nie chcą płacić połowy ceny– któryś odpowiada.

Dochodzimy do ochroniarza, który sprawdza, czy bilety pozwalają na skorzystanie z bramki nr 3. Trwa awantura. Ktoś chce wejść, mimo iż ma bilet uprawniający do wejścia inną bramką, przy której nie ma kolejki. –Ja pana puszczę, cofną pana ci skanujący bilety– tłumaczy ochroniarz. Gość nie przyjmuje argumentów. Nasza kolej. Marcin mówi ochroniarzowi –Dzień dobry–. Ten go zatrzymuje. –Jest pan dziś czwartą osobą, która powiedziała mi dzień dobry– mówi. Sprawdził wcześniej z pięć tysięcy biletów.

Stajemy w kolejce po piwo. Kolejka idzie zadziwiająco szybko. Ze środka stadionu dobiega jazgot – trwa występ Paula Oakenfolda. Panowie zastanawiają się ile artysta ma lat. Wychodzi im, że jest starszy od Madonny.

Obok jedno z kilku stoisk z T-shirtami. Słyszę, że znając organizatora będą po 50 euro. Marcin ma na sobie koszulkę z trasy sprzed jakichś 25 lat. Zapłacił za nią 9 złotych. Te na stoisku kosztują od 130 do 180 zł. Za rok na Allegro będą za dwie dychy.

Piwo to jakiś dziwny osłabiany Carlsberg po 10 zł za plastikowy kubek. Jest potwornie niesmaczne. Kolega Bartka z „Polityki” mówi, że na Euro kosztował złotówkę taniej. Carlsberg wypłacił gigantyczne pieniądze sponsorując Euro, by prawdopodobnie skutecznie zniechęcić ludzi do picia swojego piwa.

Bartek Chaciński opowiada, że wysłał mejla do organizatora z pytaniem, czy ten zapewni jakieś ułatwienia dla chcących przyjechać rowerem. Zdziwił się, że odpowiedź przyszła już po kilku minutach. Krótka. Przecząca.

W środku, na trybunach hałas robiony przez Oakenfolda jest prawie nie do wytrzymania. Pod sceną grupa słuchaczy podryguje do rytmu. Artysta na telebimach wygląda na nieswoje trzydzieści pięć lat. Wydaje mi się, że kojarzę utwory, niestety jakość dźwięku jest tak fatalna, że niczego nie mogę być pewien.

Mija mnie rozanielony poseł Kalisz. Zmierza tanecznym krokiem do strefy VIP.

Oakenfold kończy. Postanawiamy iść na płytę stadionu – tam dźwięk powinien być lepszy. Okazuje się, że architekci nie założyli sytuacji, w której widzowie mieliby w łatwy sposób wchodzić na płytę. Idziemy najpierw schodami w górę, później w dół, przez garaże. Trafiamy na miejsce, gdzie była kiedyś murawa. Czy nawet jej dwa wcielenia – każde za worki pieniędzy. Dziś jest beton.

Na betonie, obok kosza na śmieci spotykam znajomego z Krakowa, który dwadzieścia lat temu był korespondentem „Trybuny”. Teraz na Kazimierzu jest kierownikiem domu kultury. Mówi, że jest fanem Madonny, lecz niekoniecznie jej muzyki.

Czas leci. Na scenie nic się nie dzieje. Czekamy na zapowiedziany w mediach klip o Powstaniu. Dostajemy wiązankę przebojów dyskotekowych z lat 80. i 90. W przerwach ludzie zaczynają gwizdać i pokrzykiwać. Wszystkich jest chyba z pół stadionu. Zastanawiam się, co by się stało, gdyby Madonna wcale nie wyszła. Zebrani nie wyglądają specjalnie na takich, którzy by mogli wziąć udział w zamieszkach.

Mój kolega Marcin był chyba na tysiącu koncertów, z czego 900 za granicą. Z nudów oglądamy publiczność. Koło nas stoi Anita Werner. Jest wyższa niż w telewizorze. Długo nie możemy sobie przypomnieć jej nazwiska. Udaje nam się dopiero, kiedy wspominamy jej filmowy debiut – „Słodko-gorzki” Pasikowskiego. Strasznie śmieszny film.

Ludzie różni. Kilku Rosjan, Azjaci, Stojący na zwyżce fotografowie co chwilę robią komuś zdjęcia, Ale żadnej twarzy nie rozpoznajemy. Celebrytów dziś tylu, że aż trudno się połapać. Marcin zauważa dziewczynę z kolorowymi włosami, w podartych pończochach. Mówi, że dwadzieścia lat temu jego koleżankom zdarzało się identycznie wyglądać. Mówię, że to może być córka którejś z nich, znalazła ubrania mamusi… Marcin mówi, że kiedy przebierali się na koncerty, jego mama mówiła, że w młodości nosiła się identycznie, i, że wtedy jej nie wierzył.

Czas leci. Z głośników: Michael Jackson. Marcin mówi, że chciałby być na jego koncercie. Opowiada o kameralnym występie R.E.M., w Wiedniu, gdzie każdy z widzów teksty znał równie dobrze jak wokalista. Na tym koncercie raczej tak nie będzie.

Marcin – Warszawiak – z coraz większą niecierpliwością czeka na klip o Powstaniu. Opowiada, że 17. zastała go w bramie kamienicy w alejach Ujazdowskich gdy wychodził na spacer z psem. Kiedy stali pod domem, wyszła starsza sąsiadka –Co to, pożar?– zapytała słysząc syreny. Zastanawiamy się ilu z obecnych na stadionie zdaje sobie sprawę z tego, że pod stopami ma prochy mieszkańców z 1944 r.

Z 50 minutowym opóźnieniem rozpoczyna się koncert. Piszę twitta, że nie było filmu o Powstaniu. Muszę go prostować, nie wpadłem na to, że coś puszczono trzy godziny wcześniej. Godzinę przed startem supportu. Równie dobrze można było ten film puścić dzień wcześniej.

Koncert zaczyna się od scen, które z jednej strony naprawdę mogą urażać uczucia religijne – z drugiej nie dzieje się nic, czego bym wcześniej nie widział w kinie, czy telewizorze. Jest to oczywiście wizualnie efektowne. Myślę, że gdyby Pan obdarzył mnie wiarą taką jak redaktorów Terlikowskiego, czy Tekielego – poważnie bym widział rękę szatana, a tak – widzę efektowne fajerwerki. Tylko widzę, bo nic nie słyszę. Hałas jest potworny. Dźwięki odbijają się od trybun. Efekt jest taki, jak gdyby słychać koncertu będąc obok stadionu, tylko głośniej. Niskie tony powodują ból brzucha, wysokie – uszu. A stoimy na płycie obok akustyka, czyli – tak zwanym – wzorcowym miejscu.

Ekipa techniczna Madonny uchodzi za najlepszą na świecie. Sprzęt, z którego korzysta – podobnie. Jeżeli ten sprzęt i ta ekipa nie była w stanie uzyskać niż lepszego – jest problem. Koncerty na Stadionie Narodowym będą zawsze potwornie męczące.

I jeśli chodzi o koncert, to tyle. Były interesujące wizualnie momenty, niestety dźwięk odbierał ochotę ich oglądania.

Po koncercie idziemy torami po moście Poniatowskiego. Milczący tłum. Marcin mówi, że normalnie ludzie wychodzą z koncertów naładowani energią, dyskutują, tańczą, śpiewają, a tu nic. Dochodzimy do ronda, w poprzek ulicy z zapalonym silnikiem stoi policyjna kia. Stoi na tyle długo, że woda ze skraplacza klimatyzacji uformowała się w kilkumetrowy strumyczek. W środku musiało się zrobić zimno, bo policjanci wietrzą łokcie.

Światła na rondzie dzielą tłum na grupki, które rozpływają się po mieście.

Jest pierwsza w nocy, 2. sierpnia. 

Protestujący przeciw tej imprezie mogą mieć jedną satysfakcję: ci, którzy brali w niej udział raczej satysfakcji nie uzyskali.

I dobrze im tak. 

To tak trudno powiedzieć ochroniarzowi: dzień dobry?

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura