Marcin Kędryna Marcin Kędryna
455
BLOG

Noblesse oblige

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Na Śląsku ścierały się trzy żywioły: polski, niemiecki i czeski. Dawało to naprawdę dobre efekty.I tak jak na Śląsku Dolnym w 1945 r. historia zaczęła się na nowo, na Górnym Śląsku zachowano ciągłość. Górnoślązacy mogą korzystać z wielowiekowej tradycji.Na przykład piwnej.

 

 

Od kiedy część tanich linii przeniosła się do Modlina, Okęcie jest dużo przyjemniejsze. Droga od wejścia pod bramkę zajęła mi 15 minut. Mimo że zrobiłem sobie wcześniej krzywdę z pomocą systemu rezerwującego LOT-u. Kupując bilet, napisałem, jak się nazywam, używając „ę”. Niestety Amadeus, system odpowiedzialny za bilety, nie przyjmuje polskich znaków. Więc się nie mogłem odprawić ani przez Internet, ani telefon czy aplikację. Pan w infolinii powiedział, że wina jest po stronie ich systemu, i zalecił być wcześniej na lotnisku. Byłem. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Odprawa zajęła minutę. Kontrola bezpieczeństwa z pięć. Ludzie, pamiętajcie, że bramka znajdzie klamrę waszego paska, więc zdejmijcie go zawczasu. Chyba że was kręci bycie obmacywanymi przez ubranych na zielono facetów w rękawiczkach. Krakowskie lotnisko ma osobną część „domestic”. Nie jest zachwycająca. Zarządca ostatnio skrócił czas, w którym samochód można za darmo postawić na lotniskowym parkingu na pięć minut. Ciekaw jestem, ile będzie tego ofiar śmiertelnych.

 

Za Przemszę

Adam, fotograf, wybrał trasę bocznymi drogami. Autostrada droga, a jedynka w stronę Bielska w remoncie – praktycznie nieprzejezdna. Adam pochodzi z Mysłowic. Jest pół Żydem, pół Ślązakiem, jakoś dumnym z przynależności do obu narodów. No dobra, to, czy Ślązacy to naród, czy nie, jest dyskusyjne. Ja tam uważam, że mieszkańcy Górnego Śląska tyle razy pokazali, że śląskość nie przeszkadza im w kultywowaniu polskości, że nie ma się czego bać.

Kiedy przejechaliśmy Przemszę, Adam się ożywił, opowiadając o okolicy, że coś należało kiedyś do Mysłowic, a w Chełmku to wszyscy pracowali w fabryce butów. Przez stulecia cała okolica wchodziła w skład Księstwa Pszczyńskiego. Warto poczytać o jego historii. Nas w szkole raczej tego nie uczono. Nie wiem, z czego to wynika. Chęci upraszczania? Warszawocentryczności?

 

Rodzina

W każdym razie w 1850 r. Hans Heinrich X Reichsgraf von Hochberg, Freiherr zu Fürstenstein został księciem pszczyńskim. Jego syn Hans Heinrich XI miał naprawdę niesamowity zmysł organizatorski. Dzięki niemu jego rodzina, dotychczas najbogatsza i najbardziej wpływowa w całej Rzeszy, stała się jeszcze bogatsza i jeszcze bardziej wpływowa. Ale nas akurat interesuje to, że w miejscowości Tychy (ówcześnie Tichau) wybudował browar (ówcześnie Breuerei). Nie tyle wybudował, bo pierwsze zapisy o tyskim browarze pochodzą z 1613 r., ile rozbudował, i to z takim rozmachem, że dziś mimo wielokrotnego zwiększenia produkcji browar mieści się na wyznaczonym przez księcia terenie.

 

Browar

Wycieczkę po browarze zaczyna się od warzelni. Tę co prawda postawił syn księcia Hans Heinrich XV, ale była ona jakby ukoronowaniem inwestycji rozpoczętych w 1862 r. Żeby było wiadomo, o kim mówię – Hans Heinrich XV to ten z filmu „Magnat” – tak, tak, Szapołowska w torcie. To w ogóle ogromnie ciekawa postać. Warzelnie budowano podczas I wojny. Wtedy w pszczyńskim pałacu księcia urzędował sztab pruskiej armii, a konkretnie – dowództwo frontu wschodniego. Książę był kumplem cesarza Wilhelma, pełnił funkcję jego oficera ordynacyjnego (Bóg mi świadkiem – nie wiem, co to znaczy).

W warzelni jest pięknie. Warzelnia wciąż pracuje. Udało się dostosować ją do pracy zgodnie z najnowszą technologią, zachowując oryginalny wygląd. Przewodnik przepraszał, że w środku jest trochę za ciepło i duszno, ale jak ma być w pracującej warzelni?

Produkcja piwa wymaga najpierw ciepła, później chłodu. Kiedy jeszcze używano lodu, w sezonie do browaru wjeżdżało nawet 40 tys. wozów konnych nim wypełnionych. W 1897 r. książę ojciec zainwestował w sztuczną chłodnię.

Nad browarem sterczą trzy kominy. Mieszkańcy Tychów, gdy wracają do swojego miasta, ponoć od momentu, kiedy je zobaczą, czują się w domu. Browar jest wpisany w historię miasta. Do lat 50. w Tychach mieszkało z 10 tys. ludzi. Wszystko się działo w cieniu tych kominów. Później miasto rozbudowano. W muzeum miejskim (na terenie browaru) jest teraz wystawa poświęcona architektowi, który się tym zajmował.

Na środku terenu stoi budynek dyrekcji z 1905 r., obok willa Müllera. To był pierwszy dyrektor w historii browaru. Julius Müller zaczął pracę w 1866 r. Był dyplomowanym piwowarem, dziesięć lat później książę nadał mu tytuł dyrektora Browaru Książęcego. Pełnił tę funkcję do śmierci.

 

Toszek vs Ameryka

Naprzeciwko willi Müllera jest „piwnica składowa Toszek”. Tradycja w książęcym browarze jest bardzo ważna. I tradycja mówi, że pracownicy nazywali tę piwnicę Toszkiem, gdyż w Toszku pod Gliwicami od 1881 r. istniało więzienie, właściwie: Dom Pracy Przymusowej. Jako że praca po kolana w zimnej wodzie nie jest fajna, pracownikom się kojarzyło – i nazwa została do dziś. Choć dziś po kolana w wodzie się nie stoi. Browar jest dumny, bo zużywa jak na polskie warunki rekordowo mało wody. A wodę browar bierze z własnych ujęć. „Gronie” to właśnie ich nazwa. Dlatego podstawowe piwo z Tychów nazywa się nie tyle Tyskie, co Tyskie Gronie. A tak w ogóle, to woda jest jedną z najważniejszych rzeczy przy produkcji alkoholu, a ta tyska nie wymaga specjalnego uzdatniania. I jest jej dużo.

Przeciwieństwem Toszka była Ameryka. Tam po raz pierwszy zastosowano nowoczesne chłodzenie. Praca tam jak w Ameryce. I tak zostało.

Adam opowiedział, że dziś Toszek znaczy w potocznej mowie to samo co Tworki w Warszawie czy Kobierzyn w Krakowie – obozu pracy już tam nie ma. Za to jest szpital psychiatryczny.

 

Pociąg

O horyzontach księcia może świadczyć to, że w 1893 r. kazał zbudować bocznicę łączącą dworzec w Tychach z browarem, by – uwaga – wozić nią pracowników. Miał swój pociąg. Gdybym był księciem, też bym miał swój. A nie wyłącznie marzył o makiecie kolejki.

Skoro pociąg, to i parowozownia, warsztaty. 12,5 hektara. Większość starych browarów jest mała. Tyskie Browary Książęce – tak brzmi oficjalna nazwa, są większe niż niejedno średniowieczne miasteczko. Po drugiej stronie ulicy jest centrum dystrybucyjne. Minął nas samochód z napisem: „Piwo Tyskie – Codzienna dostawa do Amsterdamu”, centrum dystrybucyjne jak to centrum dystrybucyjne – nowoczesne. Potrafi załadować ponad 300 tirów dziennie.

Piwo musi być świeże. Od pewnego czasu browar wprowadza nowy rodzaj dystrybucji – „Piwo prosto z tanka”. Jak tu pisać o technologii, żeby nie zanudzić? Specjalny samochód wiezie wprost z browaru, w specjalnej cysternie specjalnie schłodzone piwo, które ma dużo mniejszą trwałość, ale dużo lepszy smak. Później jest ono przepompowywane do specjalnych zbiorników w barze. I naprawdę jest wyśmienite.

 

Muzeum

Twórcy muzeum mieli naprawdę duży problem, bo postanowili za wszelką cenę uniknąć pokazywania zasług rodziny von Plessów dla niemieckiego cesarstwa. A właściwie szkoda, bo wszystkie zawieruchy rodzinne starczyłyby na kilka filmów, a nie jednego „Magnata”.

Daisy, przepiękna ponoć żona młodszego księcia, jej niepotwierdzony w źródłach historycznych romans z cesarzem, nowa żona (ta, którą grała Szapołowska), jej romans z Bolkiem (tego grał Linda), do tego sam książę, który wystawił oddział walczący ze śląskimi powstańcami. Potem wieloletnia walka sądowa z Rzecząpospolitą, która – delikatnie mówiąc – nie rozpieszczała rodziny w kwestiach podatkowych. Na koniec ugoda zakończona utworzeniem spółki pomiędzy von Hochbergami a Państwem Polskim. Bardzo dużo ciekawostek.

A, żeby nie było: synowie młodego księcia walczyli z Hitlerem. Jeden u Andersa, drugi jako pilot bronił Anglii.

 

Noblesse oblige

W tyskim browarze udaje się zrobić coś bardzo trudnego. Trzymając poziom, korzystając z nowych technologii, czerpać z wielowiekowej tradycji. Jak stary książę, który bardzo wcześnie zelektryfikował zakład. Kiedy inni stawiali maszyny parowe, on już używał silników elektrycznych. A browar, mimo że ciągle zwiększał produkcję, nigdy nie robił tego kosztem jakości. Tradycja wciąż żyje. Zawsze można sięgnąć do archiwum, odkopać starą recepturę i dostosować ją do nowych technologii. I uwarzyć na przykład Tyskie Klasyczne. Recepturę zgodną z Reinheitsgebot – prawem czystości: piwo może powstawać wyłącznie ze słodu jęczmiennego, wody i chmielu. Żadnej kukurydzy, cukru czy glukozy. Prawo to ustanowiono w 1516 r. w Ingolstadt. Tym samym, gdzie dziś ma siedzibę Audi. Jak tam coś już wymyślą, to na ogół działa.

Po wyjściu z Browarium pojechaliśmy do Pszczyny, żeby zobaczyć, gdzie się te wszystkie historie działy. Pałac przebudowany przez młodszego księcia zapiera dech w piersiach. Wyjeżdżając, zwróciłem uwagę na to, że nawet małe kamieniczki przy bocznych ulicach mają zdobienia. Widać, jak pałac wpływał na mieszczan. Bo nie jest tak, jak nam się czasem wydaje, że brzyd jest wszechmocny. Ludzie wolą korzystać z dobrych wzorców. Browar na początku lat 90. produkował przedziwne rzeczy, np. piwo z wizerunkiem Janusza Rewińskiego (nic tam do niego nie mam, ale żeby kupować piwo z jego zdjęciem?). Dziś Tyskie Browary Książęce wróciły do świetności, czerpiąc ile się da z książęcych czasów.

 

Postscriptum

 

Na lotnisku w Krakowie podczas kontroli bezpieczeństwa bramka, mimo że nie miałem nic niebezpiecznego, wylosowała mnie. – Pan się nie przejmuje, czasem tak jest – powiedział obmacujący mnie facet w gumowych rękawiczkach. Się lata, się ryzykuje. 

 

Tekst ukazał się w „Malemenie” rok temu (XII 2012). Przypominam go, bo ostatnio strasznie dużo złego słyszałem o tyskim piwie. Wydaje mi się, że niesprawiedliwie, ale to już zupełnie inna historia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości