Marcin Kędryna Marcin Kędryna
3618
BLOG

Autostradą Wolności

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Rozmaitości Obserwuj notkę 33

Wiecie, jak to jest mieć po prawej stronie łotewskiego TiRa, z lewej barierę energochłonną, przed nosem tył busa wiozącego z Niemiec robotników budowlanych, zaś za sobą pięcioosobową rodzinę we francuskim crossoverze? W ciągu ostatnich trzech kwadransów być może zmieniały się TiRy po prawej stronie, ale do końca nie jestem tego pewien. Choć jednak tak. Przez jakiś czas TiR po prawej stronie był bardziej brudny. Pewnie pochodził z Białorusi.

Stoimy od godziny.

To nie jest precyzyjny opis, bo nie tyle stoimy, co: w ciągu ostatniej godziny przejechaliśmy może ze dwa kilometry.

I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.

W takich sytuacjach można zrozumieć, co Wieszcz miał na myśli. Choć i tak gorzej ma gość z tyłu. Płaczące bachory, może któryś chce siku, a żona przypomina, że mówiła, żeby jechać inną drogą.

Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy.

Ludzie wybierają autostradę, bo jazda nią powinna być bezpieczniejsza, szybsza i – teoretycznie – mniej kosztowna, bo samochód, jadąc ze stałą, rozsądną prędkością powinien mniej spalić. No i mkną dumni z osiągnięć Ojczyzny. A tu nagle korek. Zdarza się. A to samolot awaryjnie wyląduje, a to wiatr strąci z drogi pracownicę działu prasowego amerykańskiej ambasady, a to wybuchnie opona w ciągniku siodłowym z lawetą, na której jechało kilka lamborghini. Przez siatkę przedarło się stado jeleni. Człowiekowi brakuje wyobraźni, co się może na autostradzie wydarzyć.

Ale pewne rzeczy są pewne. Czyli należy je założyć. Na przykład to, że są dni w roku, kiedy ruch jest większy niż zwykle. Jak również to, że bramka, na której pobiera się opłaty, ma ograniczoną przepustowość. Więc jeżeli tych bramek jest zbyt mało – powstanie korek. Więc co? Albo powinno się zmienić system poboru opłat, albo zbudować więcej bramek.

Powinno się. Ale po co?

Jechałem kiedyś nowo otwartym odcinkiem autostrady. Nie wpadłem na to, że oddanie jej do użytku nie znaczy, że oddano też z niej zjazdy. Zwłaszcza że drogowskazy sugerować mogły, że wszystko jest w porządku. Nadłożyłem z 80 kilometrów. Bogu dzięki, że nie brakło mi paliwa. Kilka tygodni później drogowskazy pozaklejano. Podczas uroczystości otwarcia zaklejenia źle by mogły wyglądać w telewizji.

Paliwo. Samochód miał na autostradzie mniej spalić. Osiem cylindrów, prawie sześć litrów pojemności. W tym tempie przemieszczania spalanie zaraz przebije sto litrów. Koledzy dziennikarze wieszający psy na systemie Start-Stop powinni kiedyś postać w takim autostradowym korku. Z od dawna palącą się rezerwą.

Gość z francuskiego crossovera przebił się między TiR-ami na pobocze. Dzieci nie zasikają mu foteli. Swoją drogą, crossover wyprodukowany przez PSA, więc tego odcinka nie powinien jeszcze mieć w nawigacji. Wszystkie francuskie samochody, jakimi ostatnio jeździłem, miały coś nie tak z nawigacjami. Mistrzostwem świata był peugeot RCZ, który kiedy w Niemczech zaczął dostawać sygnały TMC, natychmiast kazał mi zjechać z głównej. Wysłał mnie na ulicę, która okazała się zamknięta, później prowadził przez drogi gruntowe, którymi bałbym się jeździć samochodem zawieszonym z 10 cm wyżej. Ale się udało, więc nie powinienem hejtować.

Widząc sukces ojca rodziny we francuskim crossoverze, kierowca busa wykonuje podobny manewr. Po chwili pięciu facetów leje przez siatkę chroniącą drogę przed zwierzętami.

Za to przed sobą widzę hyundaia i30. Jedyne, co o tym aucie mogę powiedzieć, to to, że z daleka jego tył może przypominać BMW serii 1. Teraz patrzę na niego z bliska, więc widzę różnicę. Za mną pojawił się – niemożliwe – citroen XM. Żywy XM!

Citroena XM miał kiedyś pisarz Miłoszewski. Teraz nie pamiętam, czy to było auto po premierze Rakowskim, rzeczniku Urbanie, czy redaktorze Broniarku. W każdym razie słabo ten samochód działał. Urban za czasów XM miał już chyba jaguara. Jaguarami jeździ, a przede wszystkim je naprawia, szwagier redaktora Sakiewicza. Ale nie są podobni. Żaden do żadnego, że tak powiem.

Choć w książce „Partyzant wolnego słowa” na pierwszym zdjęciu reaktor Sakiewicz, jak na partyzanta przystało, sfotografowany jest z cygarem.

100 metrów w 20 minut. Zaraz zniosę jajko. Przerabiałem to już kiedyś. Wjechałem na ostatnim wjeździe przed granicą i stałem półtorej godziny, żeby zapłacić 2 zł. Niesamowite były dyskusję przez CB. Ojcowie rodzin proszący, by nie kląć kontra doprowadzeni do ostateczności kierowcy TiR- ów. I na koniec trzy czynne bramki.

Dlaczego koncesjonariusz nie zrobi więcej bramek? Bo nie. I kto mu co zrobi. Że urząd jakiś? Przecież jest autostrada i na czas oddana, czego nie da się powiedzieć o innych. Mogłaby być wcześniej, ale Sowieci zbyt szybko szli. Gdyby ze dwa lata zaczekali… Autostrada taka, jak zaprojektowali ją Niemcy, tylko zjazdów mniej. Ciekawe, ile zrobionych w latach 40. robót ziemnych udało się wykorzystać. Zresztą to nieważne. Budowa i tak pewnie była ze 30% droższa niż w Alpach. Przejazd też jest koszmarnie drogi.

Kiedyś w wywiadzie chyba do „Przekroju” Najsztub zapytał dra Kulczyka, dlaczego autostrada jest taka droga. Pan doktor odpowiedział – A chciałby pan, żebym do tego dokładał? – Nie, nie chciałbym – odpowiedział Najsztub.

O ile dobrze pamiętam umowa wygląda tak, że jeżeli wpływy koncesjonariusza nie są odpowiednio wysokie, dopłaca mu budżet Państwa. Więc pan doktor w żadnym wypadku by nie dopłacał.

Piotra Najsztuba specjalnie nie poważam. Był moim naczelnym w „Przekroju”. Pojechał wtedy do Iraku Kuba Mielnik. Jeździli po kraju razem z fotografem Pawłem Ulatowskim, w końcu, gdzieś w Kurdystanie ktoś chciał im sprzedać trochę uranu. Chłopcy nie mieli wolnych 100 tys. dolarów w gotówce, ale wszystko obfotografowali. Kuba przysłał bardzo wyważony tekst. Najsztub wziął ten tekst w ręce i podkręcił. Na okładce napisał „Mamy uran Saddama”. Zapytałem go – Piotrek, może lepiej napisać „Widzieliśmy uran Saddama?”.

Kiedy Kuba wrócił do Polski dowiedział się, że sporo ludzi, jak to mówią, „ma z niego bekę”. A to, co widział w irackim Kurdystanie, naprawdę łamało rezolucję ONZ. Co prawda bomby się z tego zrobić się nie dało, ale w Iraku nawet szczypty materiałów rozszczepialnych być nie miało prawa.

Kuba wydał ostatnio książkę. „Kronika końca świata”. Opisał tam też tę historię. Też, bo przypomniał tam historię, z czasów, kiedy razem pracowaliśmy w „Ozonie”. Otóż pewnego dnia wpadła do nas pani dyrektor wydawnicza – Pan poseł zapomniał o urodzinach syna, i prosi, żeby wydrukować mu plakat ze zdjęciem Benedykta XVI. No tośmy wydrukowali. Wziąłem z Corbisu papieża chyba z Oświęcimia, dopisaliśmy „wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”, dołożyliśmy papieski podpis. Przyjechał kierowca i zabrał. Poseł nazywa się Palikot. Cała jego lewicowa wrażliwość to bullshit. Kiedy zamykał „Ozon”, powiedział, że nie ma zamiaru płacić współpracownikom. – Ponieśli normalne ryzyko biznesowe. Wcześniej dawał słowo honoru, że ureguluje wszystkie rachunki. Ludzie kredytowali go właśnie w związku z jego słowem honoru.

Kolejny słupek. Bramek nie widać. Mój pas idzie szybciej. Z prawej mam teraz lawetę. Taką piętrową. Pełną aut, którymi by się zachwycił Złomnik. Choć nie, nie każdy brzydki sedan jest w typie Złomnika. Jezuuu, a może by się komuś wbić na lawetę. I tak dojechać do tych cholernych bramek.

To jest niesprawiedliwe. Za stanie w korku, który spowodowany jest przez koncesjonariusza, zapłacę tyle samo, co za jazdę pustą drogą. Może na Twitterze napiszę do Premiera. Raczej nie odpisze. Minister Nowak też nie odpisywał. W końcu mnie zablokował, a ja tylko pytałem, kiedy zakończona zostanie budowa autostrady ze Strykowa do Warszawy. I nie chodziło mi o stacje benzynowe. Skończyli prace po już po dymisji Nowaka.

Tak, tak, za PiS-u nic nie było. Teraz jest super.

Mój problem polega na tym, że (co prawda, jak przez mgłę, ale) pamiętam czasy Gierka. Wtedy też było super.

I przez cały czas po głowie mi chodzi ta „Reduta Ordona”. Ale tylko kawałek:

Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą;
I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.

Mamy autostrady. Hura! Jak na razie z Warszawy możemy dojechać do Niemiec. Możemy, jak nas stać. Od Konina 63 złote za 250 kilometrów. Oszczędny diesel za mniej spali. Ale jeżeli półtorej godziny postoi w korku?

Pierwsza płatna w Polsce była A4. Ona do tego jest w wiecznym remoncie. Iluś tam prawników pozywało Stalexport, ale nie wiem, z jakim skutkiem. Redaktor Pertyński opowiadał, że kiedyś w Niemczech jakiś biznesmen pozwał Land za straty poniesione z powodu nieuzasadnionych ograniczeń prędkości na autostradzie, którą codziennie dojeżdżał do pracy. Wygrał. Od tego czasu urzędnicy kilka razy się zastanawiają, nim spróbują zwolnić ruch.

A ja teraz jadę z prędkością 0,7 kilometra na godzinę. Ratunku.

Teraz prawy pas idzie szybciej. Dogonił mnie francuski crossover. Siedzące za kierowcą dziecko pokazuje mi język. Nie reaguję.

Gdyby tak wprowadzić przepis, że jeżeli czas oczekiwania przy bramkach przekracza 30 minut, przejazd jest bezpłatny. Ale kto ma to zrobić. Premier lata do domu samolotem. Z góry autostrada wygląda pięknie. Korków nie widać.

„Reduta Ordona” w mojej głowie przegrywa z Grabażem śpiewającym Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja.

Za moją kasę.

 

PS.

Właśnie się dowiedziałem, że pan prezydent Komorowski zaproponował, by autostradę, na której dzieje się powyższa historia nazwać „Autostradą Wolności”. Nie wiem, czy wolność to przeciwieństwo szybkości? W każdym razie jestem za.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości