Marcin Kędryna Marcin Kędryna
554
BLOG

Może się podobać

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Co zrobić, jeżeli się ma opisać samochód, do którego się zupełnie nie ma stosunku? Może zacząć od wymieniania wad. Ludzkość uwielbia hejt. Można szukać zalet, choć – jak profesjonalny by człowiek nie był, wyrobiony czytelnik zawsze odczyta, których argumentów autor używa wbrew sobie.
Można też się zachować w dość popularny w nowoczesnych mediach sposób: przepisać komunikat producenta, a całość opatrzyć nic nie znaczącym komentarzem: Samochód może się podobać.

 

Z nissanem Qashqaiem mój problem zaczyna się już przy nazwie. Żyję w przekonaniu, że wychowany jestem w tradycji kultury europejskiej. Kultury, w której dość ważną rolę odegrała łacina. Trudno powiedzieć, żebym łacinę znał, ale uczyłem się jej w liceum (pozdrawiam panią prof. Kabaj), żeby być dopuszczonym do matury, musiałem łacinę zdać. Mając świadomość rozmiarów mojej wiedzy, jakoś się do tego zdawania nie spieszyłem, w końcu przez pośrednika pani profesor zasugerowała, żebym do niej przyszedł, bo jak nie przyjdę, to pozytywnej oceny na pewno nie dostanę, a jak przyjdę, różne rzeczy się mogą wydarzyć. No cóż. Maturę zdałem. Łaciny nie znam, ale wiem, że nieobecna w języku polskim litera Q, w łacinie występuje wyłącznie razem z U i obie czyta się KW. Q w słowie Qashqai, to dla mnie jakaś aberracja. I nic na to nie poradzę.

Ale to, co przeszkadza mnie, nie przeszkadza rzeszy ludzi, którzy kupują ten samochód i później cieszą nim się tak, jak to użytkownicy nissanów mają w zwyczaju, bo jak ktoś już nissana ma, nie chce żadnego innego auta.

Mam kolegę geja (piszę, że jest gejem tylko po to, żeby użyć stereotypu – geje są wrażliwi i mają dobry gust). Od przynajmniej 10 lat jeździ samochodami BMW. Jego matka ma nissana Note. Zdarza się, że kolega jeździ tym autem, ale zawsze wtedy parkuje je daleko – żeby nikt znajomy go w nim nie widział. Próbował ponoć mamę namówić na zmianę, ta się nie zgodziła, bo nissan jest dla niej najlepszym autem na świecie.

Nowego Qashqaia objeżdżaliśmy w Rovinju na Chorwacji. Dziwne miejsce, gdzie na każdym kroku widać weneckie ślady. Np. menele mówią po włosku.

Samochody były niestety w tzw. wersjach przedprodukcyjnych, czyli większość systemów elektronicznych (tego co mnie najbardziej ostatnio interesuje) – nie działała. Zaczną działać. Wtedy mama kolegi może zmieni swojego nissana na Qashquaia. O ile tylko nie będzie dla niej za duży.

Wracaliśmy Qashqaiami z Rovinja do Ljubljany. Jechało ze mną dwóch kolegów, którzy co jakiś czas wynajdują najgłupsze teksty z motoryzacyjnych mediów. Specjalnie dla nich chciałem ten tekst zatytułować: „Japoński wojownik dotknięty francuską chorobą”. Niestety wyraźnych symptomów tej choroby nie udało mi się znaleźć.

Na słoweńskiej autostradzie wyprzedziliśmy Włocha jadącego poprzednią wersją Qashqaia. Zobaczył nasz samochód. Z jego wzroku widać było, że jak tylko wróci do domu natychmiast zadzwoni do swojego dealera, żeby się umawiać na jazdę próbną. Cóż, samochód może się podobać.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Rozmaitości