Marcin Kędryna Marcin Kędryna
1425
BLOG

Wojna pajaca z bałwanami

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Polityka Obserwuj notkę 8

Grubo ponad dwadzieścia lat temu, kiedy pracowałem jako fotoreporter w „Gazecie Krakowskiej”, redakcja wysłała mnie, bym zrobił reportaż o tym co dzieje się w nocy w „Sklepie z policją” – nowo otwartym komisariacie na krakowskim Rynku. Materiał wyszedł średnio, bo fotograf był ze mnie średni. Pisarz zresztą też. Ale jedna rzecz utkwiła mi głowie. Nazwa kodowa miejsca patrolowania – „mandaty na Stolarskiej”.

Ulica Stolarska łączy krakowski Mały Rynek z placem Dominikańskim i w czasach, w których (technicznie) dało się na nią wjechać, stanowiła wygodny, choć nielegalny skrót na drugą stronę Starego Miasta. Na tej właśnie ulicy stał patrol policyjnej prewencji i jednych kierowców łapał, innych puszczał. Panowie tam albo dorabiali sobie do niezbyt wysokich wtedy policyjnych pensji, albo realizowali akcję o kryptonimie „Znicz”, „Zero tolerancji” czy podobnym.

Trwało to przez kilkanaście lat. Skończyło się, kiedy talibowie uderzyli w World Trade Center. Wtedy dla bezpieczeństwa amerykańskiego konsulatu fizycznie zablokowano przejazd i „mandaty na Stolarskiej” musiały zmienić nazwę.

W czasach, kiedy nagminnie łamałem ograniczenia prędkości, nigdy nie zapłaciłem mandatu za naprawdę szybką jazdę. Zawsze było to około 80 na prostej przed tablicą końca terenu zabudowanego. Radar z krzaków. Kiedy latałem ze średnią prędkością przekraczającą 180 km/h, nikt się mną nie interesował. 

Dzisiaj drogi generalnie są lepsze, podobnie radiowozy. Nie zmieniła się mentalność. Policjanci raczej unikają trudności. Nigdy sami z siebie nie będą się zajmować walką o bezpieczeństwo na drogach. Będą realizować wytyczne. W sposób najmniej dla nich kłopotliwy.

Dlatego codziennie rano wyciągają z samochodów kilkaset osób, które mają we krwi 0,22 promila – poziom alkoholu, na który w większości cywilizowanych krajów Europy nikt nie zwróciłby uwagi. Postoją godzinkę przy drodze, którą ludzie jadą do pracy i mają statystyczny sukces. Mają z głowy. Nie będą więc w nocy stać pod dyskoteką i sprawdzać, czy jakiś młodzieniec po kilku piwkach nie ładuje dziesięciu swoich kolegów do zwiniętego starym pełnoletniego Scenika.

Wszystko logicznie. Człowiek na kacu jest mniej awanturujący się. A pijany jeszcze może radiowóz zarzygać.

W piątek minister Sienkiewicz chwalił się red. Piaseckiemu sukcesami wielkiej akcji odbierania praw jazdy niebezpiecznym kierowcom. „Będziemy odbierać prawo jazdy wszystkim tym bałwanom na drodze”.

Dzień później w sieci wypłynął film, na którym dwóch panów w M3 ściga się po Warszawie z motocyklistami. I robi to delikatnie rzecz biorąc – przesadzając. Panowie mijają kamery monitoringu, patrol policyjny i nic się nie dzieje. Nikt ich nie zatrzymuje.

O filmie jest coraz głośniej. W końcu jakiś dziennikarz zagadnie o niego premiera, bądź min. Sienkiewicza. Usłyszymy, że walkę z piratami drogowymi trzeba zintensyfikować. Zbudujemy więcej radarów i będziemy karać za przekroczenie prędkości o pół kilometra. Będzie zero tolerancji.

I co się zmieni? Nic. Bałwany wciąż będą się ścigać po Marszałkowskiej z trzykrotną prędkością dopuszczalną. Policja zaś nie będzie ich mogła zatrzymać, bo się właśnie wypisywała 500 zł mandat kierowcy, który jechał 54 km/godz. A minister będzie gwiazdorzył przed kamerami, opowiadając o wielkich sukcesach i jeszcze większych planach w wojnie o bezpieczeństwo.

Wojnie pajaca z bałwanami.*

 

*by @dobrodziewicz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka