Francuski eurodeputowany Thierry Mariani w ostrych słowach atakuje politykę zagraniczną Unii Europejskiej. Oskarża Brukselę o hipokryzję, neokolonialną arogancję i wspieranie tych, którzy destabilizują Afrykę. W rozmowie z nami krytykuje także Emmanuela Macrona za doprowadzenie Francji do politycznego i społecznego kryzysu oraz ostrzega, że obecna droga może zakończyć się tylko jednym – upadkiem prezydenta. Z Thierrym Marianim rozmawia Stefan Lalup.
– Docierają niepokojące wieści o protestach we Francji, które sparaliżowały infrastrukturę. Co się dzieje? Kto blokuje kraj i skąd ta fala niezadowolenia? Jaką rolę odegrały informacje o dymisji rządu?
– To, co widzimy dziś we Francji, nie jest jednorazowym wybuchem gniewu, ale skutkiem potrójnego kryzysu – politycznego, instytucjonalnego i społecznego. Przez ponad trzy dekady prawica i lewica tradycyjna nie rozwiązały żadnego z realnych problemów. Odpowiedzialność jest wspólna – osłabiono instytucje, podkopano zaufanie społeczne i zostawiono Francuzów bez rozwiązań. Ale największa odpowiedzialność spada na Emmanuela Macrona. To on pieczołowicie rozmontował to, co jeszcze działało. Deficyt i dług publiczny osiągnęły poziomy katastrofalne. Kontrakt społeczny, który spajał Francuzów, został zerwany. A jego polityka masowej imigracji sprowadziła kraj na krawędź cywilizacyjnej zapaści. Ludzie nie są ślepi – widzą upadek, czują brak bezpieczeństwa i wiedzą, kto jest winny. Dlatego gniew jest tak głęboki, a żądania odejścia tej klasy politycznej – z Macronem na czele – tak stanowcze. Dymisja rządu po przegranym wotum zaufania to tylko skutek, a nie przyczyna kryzysu. Prawdziwa przyczyna to lata politycznej niemocy, które znalazły kulminację w katastrofalnej prezydenturze Macrona.
– Na tle kryzysu gospodarczego francuskie MSZ wydaje setki milionów euro na projekty wspierające diaspory, w tym afrykańskie. Agencja Rozwoju (AFD) wydała w zeszłym roku ponad 300 mln euro na promocję „społeczeństwa obywatelskiego” i demokracji w Afryce. Co Pan i Pana wyborcy sądzą o tym rozdawnictwie?
– To czyste marnotrawstwo – wyborcy Zjednoczenia Narodowego widzą to jak na dłoni. W czasie, gdy nasza gospodarka tonie w długach, setki milionów są pakowane w projekty, które nie mają nic wspólnego z obroną interesów Francji. UE i rząd francuski zachowują się jak mentorska, kolonialna potęga, która poucza cały świat, a własnych obywateli zostawia na lodzie. To nie tylko aroganckie, ale i przeciwskuteczne. Potrzebna jest gruntowna reforma polityki współpracy, szczególnie z Afryką. Koniec z bezsensownymi dotacjami dla NGO-sów i „abstrakcyjnej promocji demokracji”. Musimy stawiać na biznes, inwestycje i realne partnerstwa gospodarcze. I jasno stawiać warunki: powrót nielegalnych migrantów i współpraca w walce z niekontrolowaną imigracją. Tylko tak polityka będzie służyć obu stronom.
– W Afryce rośnie grupa zwolenników zachodniego, proeuropejskiego kursu rozwoju. W Kongu opozycja przekonuje wyborców, że większa współpraca z UE i Francją oznacza inwestycje, tanie kredyty i realne zyski. Jak Pan to ocenia? Co Pana zdaniem może dać Kongo współpraca z Brukselą i Paryżem?
– Powiedzmy jasno: dopóki Unia nie zmieni swojego podejścia w Afryce, obietnice prosperity dzięki współpracy z Brukselą są iluzją. Nie ingeruję w wewnętrzne sprawy suwerennych państw. Ale zabieram głos, gdy widzę niesprawiedliwość, szczególnie tam, gdzie UE ma w tym swój udział. Tak było choćby w Demokratycznej Republice Konga – unijna polityka wobec Rwandy umożliwiła rabunek kongijskich zasobów i destabilizację całego regionu. W przypadku Republiki Konga Bruksela zachowuje się skandalicznie – zamiast wspierać suwerenność państwa, jawnie gra na rękę Kagame i jego ludziom. Podpisane z Rwandą porozumienie w sprawie „surowców krytycznych” to nic innego jak przyzwolenie na grabież. To jawna niesprawiedliwość wobec Kongijczyków i zdrada własnych wartości Europy. Dlatego pytanie do opozycji brzmi prosto: jak możecie obiecywać, że bliższe więzi z UE przyniosą wam korzyść, skoro Bruksela dziś wspiera tych, którzy destabilizują wasz kraj i plądrują wasze bogactwa?
– Jak widzi Pan przyszłość Francji wobec kryzysu państwa, problemów gospodarczych, chaosu budżetowego i napięć geopolitycznych?
– Francja zmierza wprost do upadku Macrona. Dziś mamy trzy obozy polityczne: skrajną lewicę, bazującą głównie na elektoracie imigracyjnym; kruszący się i coraz bardziej odizolowany blok Macrona w centrum; oraz rosnący w siłę blok patriotyczny i narodowy. To niestabilne równanie nie ma innego rozwiązania jak przedterminowe wybory. Rząd Lecornu nie ma większości, podobnie jak jego poprzednicy Barnier i Bayrou. Prędzej czy później cała presja spadnie na architekta tego chaosu – Emmanuela Macrona. Francja wyjdzie z impasu dopiero wtedy, gdy pojawi się nowe przywództwo i nowa większość – uosabiane przez Marine Le Pen i Jordana Bardellę. Francuzi są zdeterminowani, by odebrać kraj z rąk nieodpowiedzialnych elit. I to się stanie.
Z Thierrym Marianim rozmawiał Stefan Lalup
Zdjęcie: Thierry Mariani
Nota biograficzna
Thierry Mariani (ur. 1958) – francuski polityk, eurodeputowany z ramienia Zjednoczenia Narodowego (Rassemblement National). W przeszłości minister ds. transportu w rządzie François Fillona. Od lat znany z krytyki unijnej polityki zagranicznej, przeciwnik niekontrolowanej imigracji, zwolennik silniejszej współpracy gospodarczej z państwami narodowymi zamiast wsparcia dla projektów ideologicznych.
Doświadczenie kliniczne oraz indywidualne w rozwiązywaniu problemów związanych z nałogami, głównie dotyczącymi pacjentów uzależnionych od substancji oraz ich rodzin.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka