Kiedy myślisz, że żegnająca się już z wielką polityką (tak przynajmniej ogłosiła) Krystyna Pawłowicz, dama najwyższych lotów. Kobieta o wysublimowanym języku i wyszukanych zwrotach grzecznościowych nie może cię już niczym zaskoczyć, to wtedy jednak nadchodzi ten moment, kiedy ponownie zabiera głos, komentując osobę czy też sytuację. Tym razem padło na Donalda Tuska. Padło dość mocno i przy użyciu języka, który przecież jest naturalnym narzędziem używanym przez ludzi kulturalnych, światłych, a co najważniejsze — wykształconych...
Jednak skończmy z tą etykietą. Jeżeli powstanie definicja mowy nienawiści i knajackiego języka, to wypowiedzi p. Pawłowicz winny być kwintesencją tego zjawiska. To od cytowania jej wypowiedzi powinniśmy zaczynać jakąkolwiek debatę to miernocie intelektualnej osób posługujących się tymże językiem. Krystyna Pawłowicz uosabia wszystkie cechy, którymi można opisać osobę, która rynsztokowy język wprowadza w eter debaty publicznej, a pan Wielgucki, to "egzemplarz" na poważne badania kliniczne w zakresie psychiatrii...
Koń jaki jest, tzn. Krystyna jaka jest - każdy widzi....