HareM HareM
782
BLOG

Igrzyska po dniu 15-tym. A imię nasze 14, w tym 4!

HareM HareM Igrzyska w Tokio Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

W zasadzie, tak jak zacząłem liczyć dni igrzysk od soboty (choć tak naprawdę olimpiada zaczęła się przecież już dwa i pół tygodnia temu w środę meczami grupowymi w piłce nożnej), tak powinienem je skończyć na dniu dzisiejszym. Z prostej przyczyny. Jutro bowiem niczego specjalnego po występach naszych reprezentantów spodziewać się nie można. Mają zaprezentować się kolarze torowi (brrrr!) i maratończycy. Dobre miejsce jednych i drugich będzie można traktować jako ogromną niespodziankę. Medalu nie spodziewam się w żadnym razie, a jeśli się okaże, że jest, to uznam to za cud.  Ale, jak swego czasu mówili Kluzik-Rostkowska, Jakubiak, Migalski, Kowal czy Poncyliusz, cyt. „Polska jest najważniejsza”. No a jak jest najważniejsza, to o kolarzach torowych też będzie wypadało napisać. A tego będzie można dokonać dopiero jutro. Tymczasem zajmijmy się tym, co działo siew Tokio dzisiaj.
Dzień zaczął się nie najgorzej dla Karoliny Nadolskiej. Polka ukończył maraton na 14-tym miejscu. Gorzej wypadły jej koleżanki. Słabiej spisały się jej koleżanki. 35-ta była Aleksandra Lisowska, a na 59-tej pozycji ukończyła bieg w Sapporo (tam biegano, nie na Honsiu) Angelika Mach.
Po maratończykach do gry wkroczyli kajakarze. Kanadyjkarz Wiktor Głazunow najpierw nie wszedł do finału, a potem w finale B zajął 5-te miejsce. Nieporównywalnie lepiej wypadły jego koleżanki w K4 na 500m. Polki płynące w składzie Karolina Naja, Anna Puławska, Justyna Iskrzycka i Helena Wiśniewska, po porannym wygraniu półfinału, dwie godziny później zdobyły brązowy medal. 13-ty polski medal w Tokio. 13-ty, ale na pewno nie pechowy.
Kolarze torowi, których może przez grzeczność nie będę z nazwiska wymieniał, podpadali (zarówno w keirinie, jak i w maddisonie) od razu w eliminacjach.
Nie wiem, czy będący na miarę oczekiwań, ale myślę, ze przyzwoity występ pięcioboistów  Łukasza Gutkowskiego i Sebastiana Stasiaka. Pierwszy zajął w klasyfikacji łącznej 12-te, a drugi 13-te miejsce.
Naprawdę bardzo dobry występ finałowy w wykonaniu Pawła Rozmysa. Po tak fatalnym zakończeniu półfinału facet nie dość, że potrafił się pozbierać, to jeszcze przezwyciężył, niewątpliwie duży po kilkusetmetrowym paleniu palca w skarpetce o bieżnię, ból. I o dwie sekundy poprawił życiówkę uzyskując drugi, po Lewandowskim, wynik na 1500m w historii polskiej lekkiej atletyki. No i ósme miejsce. Nie wydaje mi się, żeby jakiś Polak przed nim wybiegał na tym dystansie na igrzyskach lepszy wynik. Dziś już możemy sobie to wyraźnie powiedzieć, choć jeszcze rok temu brzmiałoby to jak jakiś żałosny żart albo herezja. Nie tylko Kszczot, ale i Lewandowski mogą spokojnie iść na emeryturę. Doczekali się godnych następców.
Zawiodła, i to bardzo, Kamila Lićwinko. Nasza skoczkini wzwyż skoczyła w finale 1,93, czyli dwa centymetry niżej  niż we wcześniejszych o parędziesiąt godzin kwalifikacjach. Dało jej to dopiero odległą, 11-tą, pozycję w stawce. Co ciekawe, w eliminacjach czuła się fatalnie, i je przeszła, a przed finałem, ponoć fantastycznie. Szkoda, bo to pewnie nie tylko jej ostatnie igrzyska, ale również ostatnia wielka jakakolwiek mistrzowska impreza. Zasłużyła na lepsze zakończenie kariery.
Bardzo dobry, choć nie medalowy zanotowała nasza męska sztafeta 4x400m. Pobiegli na miarę swoich możliwości, może nawet lepiej. Drugi czas w historii polskiego biegania na tym dystansie i piąta lokata w stawce. Może gdyby Karol Zalewski nie pobiegł tak zachowawczo na początku swojej zmiany to wyprowadziłby na koniec drużynę na trochę lepszym miejscu i młody Mateusz Rzeźniczak, startując z lepszej pozycji, byłby w stanie stracić mniej niż stracił. Ale nie wiadomo czy biegąc mocniej na początku, Zalewski byłby taki szybki na ostatnich stu metrach. Dariusz Kowaluk i Kajetan Duszyński zrobili co mogli. Więcej się chyba nie dało.
Nie mogło za to na podium zabraknąć naszej żeńskiej sztafety na tym samym dystansie. Natalia Kaczmarek (zastąpiła biegnącą w półfinale Annę Kiełbasińską), Iga Baumgart, Małgorzata Hołub i Justyna Święty od początku do końca biegły drugie i zasłużenie drugie też skończyły. Przez chwilę, na drugiej zmianie, mogło się wydawać, że mamy szanse powalczyć z Amerykankami, ale szybko nas z tego wyleczyły. Od ponad połowy dystansu biegły już w innej lidze.
Igrzyska jeszcze trwają, ale my już medali na nich, raczej, nie zdobędziemy. Mamy ich w dorobku czternaście. Z tego cztery złote. Przyjdzie czas, żeby to przedstawić na tle innych igrzyskowych dorobków. Bo na tle zysków innych, równie licznych jak nasza, reprezentacji to może nie do końca.
Nie zmieniło się po dzisiejszym dniu nasze miejsce w klasyfikacji medalowej. I, najprawdopodobniej nie zmieni, bo znajdujące się tuż za nami reprezentacje też już w niedzielę nie mają szans na medale. Jesteśmy 17-tą reprezentacją tych igrzysk. I z tą świadomością przyjdzie nam żyć przez najbliższe cztery lata. Przepraszam, przez trzy. Ten świat już tak zmutował, że nawet igrzysk nie rozgrywa się w planowanym czasie. Przed wojną nie do pomyślenia!

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport