HareM HareM
966
BLOG

Sousa się obronił

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 50

Piszę to z ogromną satysfakcją, choć Portugalczyk swoim uporem przy wystawianiu w pierwszym składzie Glika i Krychowiaka, a wcześniej stawianiu na (bez względu na to, co pokazywał) Szczęsnego w bramce, nieźle mnie rozgrzewał. I dalej rozgrzewa.

W pierwszej połowie graliśmy naprawdę dobrze. I był to, jak sądzę, efekt dobrej taktyki przyjętej przez trenera. W drugiej graliśmy niewątpliwie słabiej, co było też pewnie w dużej mierze spowodowane dużym ubytkiem sił. Szczęśliwie, bo szczęśliwie, ale zremisowaliśmy z, było nie było, europejskim potentatem. A w pierwszej połowie aż takiej różnicy w poziomie prezentowanym przez obie drużyny, ja to tak odczuwam, widać nie było.

Wbrew pozorom za dużo spokoju coach kadry po tym meczu miał nie będzie. Do października tylko, do meczu z Albanią. Jak przegramy, to te wszystkie hieny judzące od pewnego czasu, by zastąpić go Michniewiczem albo innym Czerczesowem, znów łby hardo podniosą. A ich głośne nawoływania znajdą podatny grunt i pewnie sporą liczbę zwolenników. Co może skończyć się dramatem w postaci wyboru kogoś z tych dwóch panów na następcę Portugalczyka. Więc, żeby Sousa miał dłuższą chwilę spokoju, musimy z tą Albanią wygrać. A potem z Węgrami. Na razie jednak może kilka słów o meczu wczorajszym.

Od początku odnosiło się wrażenie, że Sousa przygotował się do meczu lepiej niż Southgate. Nie pozwoliliśmy się w pierwszej części spotkania rozwinąć trzem podstawowym ogniwom Anglików: Grealishowi, Mountowi i Rice’owi. Ci dwaj ostatni zostali, jak na mój gust, całkiem rozbrojeni. Sterling na prawym skrzydle dostał się pod opiekę Puchacza, niewątpliwie najszybszego naszego obrońcy, i nie za bardzo sobie z Polakiem radził. Z drugiej strony nasza II linia, wzmocniona w porównaniu z meczem z Albanią o Linettego, prezentowała się dużo lepiej niż tydzień temu.

Dużo lepiej, jak chodzi o współpracę w pierwszej połowie, było na linii Dawidowicz-Jóźwiak. Ten pierwszy, który w meczu z Albanią był równie cienki jak Bereszyński, tutaj, wspomagany przez wahadłowego dużo lepiej niż w poprzednich spotkaniach, nie pozwalał rywalom na fajerwerki. Tak jak i po drugiej stronie, wspomagani dodatkowo przez Modera, Bednarek z Puchaczem. Rewelacyjny w pierwszej połowie był nasz as atutowy. Jakby go tak zestawić z jego vis a vis, to po prostu Robert schował Kane’a do kieszeni. Dobrze grał Linetty, starał się Buksa, wyjątkowo przyzwoicie, jak na siebie, prezentował się Krycha, choć parę razy jego brak szybkości i wynikające z tego konsekwencje mogły irytować. Jedynie, i to od pierwszej minuty, elektryczny był Glik. Każde jego zetknięcie z piłką czy pobyt w jej pobliżu budził strach. Mój, nie Anglików, gdyby ktoś miał wątpliwości. Natomiast strach Anglików budził niewątpliwie, jak było widać, Lewandowski. Może nie jako egzekutor, bo tu nie bardzo miał się jak wykazać (chociaż gdyby strzelił gola po tym wejściu miedzy kilku rywali, to przebiłby sam siebie z meczu ze Słowenią), ale jako wszystko inne. Woził ich jak chciał, rozgrywał jak chciał, był obecny na całej długości i szerokości boiska. Nie ma się co dziwić, że w drugiej połowie obstawili go we trzech.

Niestety. Po przerwie nasi opadli z sił. Pierwsza odsłona musiała ich jednak strasznie dużo kosztować. Gorzej zaczął grać Krychowiak, o Gliku nie wspomnę. Pojawiły się błędy w defensywie i było coraz więcej, wszędobylskiej w spotkaniu z Albanią, paniki. U rywali zaczął w końcu grać na poziomie zbliżonym do swojego Grealish. Mieszał Sterling, ale Puchacz, w trochę gorszym stylu co prawda niż wcześniej, dawał radę. Ale nawet wtedy, gdyby Puchacz z Buksą ciut lepiej się dwa razy zrozumieli, to nie wiem czy Pickford miałby czyste konto aż do doliczonego czasu gry.

Bramki dla Anglików oczywiście być nie musiało. Strzał Kane’a był, jak to u niego, prima, ale Szczęsnemu, jak wiedzą wszyscy oprócz naszego selekcjonera, daleko do, choćby swojej przyzwoitej, formy. Taki Drągowski, na przykład, by tego, jak sądzę, nie puścił za Chiny Ludowe. Ale Drągowski, jak Fabiański, u Sousy nie gra. No i stało się.

Na szczęście na koniec uśmiechnęło się do nas… szczęście. No i Sousa nie próżnował. Dokonał pięciu zmian. Wszystkie trafne, choć przynajmniej dwie dużo spóźnione, Dużo ożywienia w ofensywie wniósł, jak zwykle, Kamil Świderski. Dobrze, że zmienieni zostali bardzo pracowici, ale mocno zmęczeni Jóźwiak i Puchacz. Krycha zszedł wcześniej, bo przestał nadążać. Czego efektem, to już norma, żółtko. Ale, jak jestem przy nim, to i tak jestem pozytywnie zaskoczony tym, jak zagrał. Spodziewałem się dużo gorszej postawy. A zagrał dużo lepiej niż z Albanią. Na przykład. Choć ten brak szybkości i zwrotności oraz łapanie rywali za wszystkie dostępne akurat części ciała, muszą doprowadzać do wrzątku. Michał Helik przez 10 minut pokazał, że na pewno nie jest gorszy od stoperów, którzy wyszli w pierwszym składzie. Ja wiem, było mu trochę łatwiej, bo Anglia przestała z pasją atakować, ale na ten przykład, nasza prędkość wyprowadzenia piłki po zejściu Glika (i Krychowiaka też) gwałtownie wzrosła.

Dwa słowa o zdobywcy bramki. To się nadaje do telewizji. Albo na film fabularny. Facet, którego dwa tygodnie wcześniej w ogóle nie ma w planach trenera do końca eliminacji, nagle, z powodu kontuzji iluś tam pomocników, trafia na zgrupowanie i strzela gola, który powoduje euforię 60-ciu tysięcy widzów na stadionie i milionów przed telewizorami. Szkoda, że gol Damiana Szymańskiego nie zadecydował o bezpośrednim awansie Polaków do finałów MŚ. Wtedy ten hipotetyczny film znalazłby sponsora natychmiast i na sto procent. A tak?

A tak trzeba wygrać z Albanią i Węgrami, a potem kibicować Sousie i jego drużynie, żeby wygrali baraż. Może do tego czasu dojdzie do coacha, że roszada na pozycji stopera to jest wymóg, a nie widzimisię trenera, a jego obstawanie przy Szczęsnym i Krychowiaku ma swoje ewidentnie słabe strony. No chyba, że zmienią przepisy i w piłce zaczną obowiązywać reguły z rugby. Wtedy Glik z Krychą mogą występować w kadrze do 40-tki. Ale się nie zanosi. Na tę zmianę przepisów, znaczy. Bo z tymi dwoma to nie wiem.

Generalnie nie daliśmy się Angolom. I za to czapki z głów. Wszystkim. I Sousie, i piłkarzom. Również tym, których wyżej skrytykowałem. Bo ten remis został, poza umiejętnościami, wywalczony serduchem i watrobą. A tego, jak napisał pod którymś z moich wcześniejszych tekstów w swoim komentarzu @abelart, ani Glikowi, ani Krychowiakowi, nie można. Byłaby to nawet zwykła podłość. Tyle, że na awans do MŚ to już może być deczko za mało.

Życzę sobie jednego. Obym za miesiąc i dwa mógł zatytułować swoje posty w przedmiotowym temacie w ten sam deseń.

PS

Miało być w tekście głównym, ale zapomniałem. W pierwszej sekundzie byłem oszołomiony tym, że nasi kibice tak bardzo wygwizdują Anglików. Zawsze, niech będzie prawie zawsze (Rosjanie), było tak, że przy hymnie rywali rozlegały się na stadionie liczne i autentycznie płynące z serca, brawa. A tu jeden wielki gwizd. no i mi się przypomniały ME i mecze Angoli u siebie. 

A potem jeszcze to obłudne klęczenie na murawie. 

Sam tego chciałeś Angolu Dyndało! Należało ci się!

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport