Przepraszam za tytułową ortografię na poziomie pana Komorowskiego, ale to tak na wypadek, jakby adwokaci Portugalczyka chcieli człowieka pozwać. No bo to różne rzeczy się zdarzają przecież. A tak a propos. Nigdy nie myślałem, że dwa razy w jednym tekście będę nawiązywał do cytatów z tow. Millera. Dwa, bo drugi dopiero przed nami. Ale po kolei.
Muszę przyznać, że wciąż nie wierzę w to, co czytam. To znaczy nie mogę uwierzyć. To znaczy nie mieści mi się w głowie, że selekcjoner polskiej kadry piłkarskiej, ledwie rok po objęciu naszej reprezentacji i na chwilę prze decydującymi bojami o awans do najważniejszej imprezy czterolecia, mógł wyjść z taką propozycją do prezesa PZPN.
Byłem, i to do momentu przeczytania tej wiadomości, całym sercem za Sousą. Podobało mi się to, że Polska przestała grać z silnymi rywalami „na autobus”. Podobało mi się to, że w polskim języku piłkarskim pojawiło się wreszcie pojęcie „ofensywa”. Podobało mi się jeszcze kilka rzeczy. Wiele mi się oczywiście nie podobało (na przykład stawianie na cierpiący na zaawansowaną skoliozę „kręgosłup” Szczęsny, Glik, Krychowiak czy pozwalanie Lewandowskiemu na absencje w ważnych meczach kadry), ale było dla mnie niepodważalne że, mimo diametralnie odmiennej opinii wielu domorosłego lobby „ekspertów”, płyniemy we właściwszą stronę niż z Nawałką czy Brzęczkiem. Do tej opinii przychylało się zresztą na jesień, ale przed meczem z Węgrami, coraz więcej dziennikarzy. Wystarczy odtworzyć parę audycji. A tu patrz Pan. Jakby to powiedział Jerzy Kulej: „piękny cios na wątrobę”.
Nazwijmy rzecz po imieniu. Po takim zagraniu nie da się już o Sousie napisać niczego dobrego. Pod żadnym pretekstem. Okazał się zwykłym pajacem, o co, nawet po listopadowej aferze z Lewandowskim, nigdy bym go nie posądził. Ja mogę zrozumieć, że facet zrezygnowałby po niecałym roku pracy z trenowania Victorii Guimares, czy jak to tam się pisze, dla reprezentacji Brazylii. Albo z Rakowa Częstochowa dla, powiedzmy, Arsenalu. Albo z Flamengo dla reprezentacji Polski. Ale odwrotnie? Toż to nie jest żaden awans sportowy! Bajdurzenie o tym jak wielkim klubem jest Flamengo, to można sobie Portugalczyk uskuteczniać w Zimbabwe albo innej Namibii. Jest takim klubem, że żaden europejski trener o uznanej klasie nie chciał jakoś tego stołka. Sousa okazał się małym człowieczkiem, dla którego liczy się, tylko i wyłącznie, kasa. Bo nawet gdyby założyć, że z tą naszą kadrą rzeczywiście nic się już nie da zrobić, i on do tego wniosku, po głębokiej analizie problemu właśnie był doszedł, to elementarna przyzwoitość nakazuje wypić to piwo, eliminacje MŚ mam na myśli, do końca. A ten, w takim momencie (sic!), robi taki numer.
Z tego co się mówi w kuluarach, jest już po herbacie i sytuacja jest przesądzona. Jedyne co można zrobić, to wyegzekwować od typa wszystko, co w takim przypadku wynika z zerwania przezeń kontraktu. Pytanie brzmi jak ten kontrakt wygląda. No bo jeśli nie jest obwarowany różnymi restrykcjami to, jak te plemniki z popularnego swego czasu kawału, jesteśmy w zupie. I możemy gościowi nadmuchać. Jeśli kontakt nakłada na Portugalczyka różne kary wynikające ze skrócenia umowy, to nie można odpuścić nawet za grosz. Trzeba go przeczołgać do bólu. A jeśli nie nakłada, to wtedy, i to z nie mniejszą konsekwencją, należy przeczołgać Bońka. Bo ja rozumiem, nawet popieram, stanowisko że Brzęczek był słabiutkim trenerem i że się nie nadawał. Ale jak kogoś wywalamy z hukiem, to w jego miejsce wstawiamy kogoś, co do którego musimy mieć pewność, że nie tylko jest lepszy, ale że, biorąc pod uwagę trudną sytuację i brak czasu, nie wywinie nam żadnego numeru. I nie chodzi o to, żeby Boniek miał takie przekonanie, tylko o to, żeby tak faktycznie było. A jak nie jest, to, przepraszam bardzo, były prezes musi adekwatnie beknąć. Na miarę sytuacji. Sytuacji, która jest, nie bójmy się tego słowa, krytyczna.
Teraz oczywiście podniosą głowy wszyscy zażarci orędownicy „polskiej myśli szkoleniowej” i będą wołać „A nie mówiłem?”. To jest o tyle racja, że owszem, mówili. Nawet się darli. Tylko, że polski trener to nie jest żadne rozwiązanie. Jeśli chcemy mieć silną reprezentacje, oczywiście. Polscy trenerzy, raz, nie mają wśród tych piłkarzy, którzy z niejednego pieca jedli, żadnego autorytetu. A dwa, oni mają niewielkie umiejętności. Albo inaczej. Mają umiejętności na miarę naszej Ekstraklasy, nie wiedzieć czemu przez duże „E”.
Polska reprezentacja jest więc w paskudnej sytuacji. Żaden zagraniczniak, na dwa i pół miesiąca przed decydującymi o awansie do finałów MŚ spotkaniami, nawet nie podejmie rozmów, a żaden polski szkoleniowiec nie zdoła w tym czasie poprawić naszego stylu czy jakości. Zresztą. Pewnie ci zagraniczni też by w tej materii w tak krótkim okresie nic nie zdziałali. A opinia publiczna domaga się awansu! I co?
Przyjdzie nam liczyć na dwa cudy. Pierwszy w Rosji, a drugi nad Wisłą. Być może Sousa doszedł do tego wniosku wcześniej i stąd ta dezercja? No ale, w takim razie, po co w ogóle przyjmował tę funkcję? Nie wiem jak właściciele europejskich klubów i sternicy pozostałych europejskich reprezentacji, ale dla mnie, na ich miejscu, taki Sousa byłby spalony totalnie. Nie tak byle jak, jak przykładowo Mbappe w finałowym spotkaniu Ligi Narodów. Ale, jak rozumiem, są nowe czasy i świat, również sportowy, wprowadza nowe standardy. Więc może się okazać, że zachowanie byłego już, zdaje się, selekcjonera Polaków od tych standardów w żaden sposób nie odbiega.
To ja, na wszelki wypadek, pozwolę sobie mieć zdanie odrębne. I znów, tak jak na wstępie, przychodzi mi posiłkować się komuchem. Ale w dobrej wierze, więc, tuszę, będzie mi wybaczone. W każdym razie ja sam sobie wybaczam.
Tow. Miller, oprócz tego, że swego czasu wyraził jasno swoją opinię o obecnym ministrze sprawiedliwości, to był też łaskaw przy innej okazji zauważyć, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Jeśli się z tym zgodzimy, to to stwierdzenie, w kontekście trenera Sousy i jego pracy z reprezentacją Polski, nieuchronnie musi prowadzić nas do zdania tytułowego. Tyle, że już niekoniecznie z błędem ortograficznym. I koło się zamyka.
Amen.
Inne tematy w dziale Sport