HareM HareM
936
BLOG

Lewandowski – Benzema 4:3

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Na razie. Po trzech rozegranych kolejkach ligowych.
Jest to oczywiście, w kontekście walki o Trofeo Pichichi, przewaga niewielka, żeby nie napisać żadna (nie pisząc już o tym, że cztery bramki na koncie ma też najlepszy strzelec Betisu Iglesias, a tyle goli co Benzema strzelił też Aspas z Celty), ale zawsze lepiej jest, uważam, mieć jednego gola przewagi niż jednego straty. I tu się ze swoją opinią wyjątkowo zgadzam.
W pojedynku z Haalandem natomiast Robert przegrywa 4:6. Wynik taki jakby tenisowy, ale do końca pierwszego seta, wbrew pozorom, jeszcze bardzo daleko. Norweg rozegrał dopiero pierwsze 4 „gemy” sezonu, a Polak ledwie 3. Przy czym oni grają tylko dwa sety, za to każdy z nich to 17 bądź 18 gemów. Haaland ma łatwiej, bo gra tych gemów więcej, a Robert ma łatwiej, bo w La Lidze łatwiej strzelić niż w Premier League. Takie przynajmniej odnoszę od lat wrażenie. W dodatku wielu innych tak mówi, a póki Polak nie trafi do Anglii, a najprawdopodobniej nie trafi (chyba, żeby za dwa lata Real kupił Haalanda, a Guardiola, jeśli jeszcze będzie wtedy trenował ManCity, bardzo prosił Roberta o pomoc), to się o tym de facto nie przekonamy. W każdy razie na dziś jest 4:6. Przy czym w bramkach przeliczanych na mecze ta przewaga jest już zdecydowanie mniejsza.
Tymczasem stracił dwa punkty, i to u siebie, butny Bayern. Na razie podobno dlatego, ze Sommer w bramce przeszedł sam siebie. Ale niech jeszcze za tydzień przejdzie bramkarz Unionu Berlin i nagle może się okazać, ze Monachium to ogólnoeuropejskie centrum epidemii biegunki. Nagelsmann już chyba to choróbsko, biedny, załapał, bo opowiada o wielkiej krzywdzie jaka spotkała monachijczyków ze strony sędziego. A jeszcze tydzień temu tacy byli pewni siebie… Dwa dni temu po losowaniu LM też zresztą. Oni oczywiście kolejny raz z rzędu tę swoją Bundesligę wygrają, ale to tylko zwiększy frustrację i zrezygnowanie pozostałych bundesdrużyn. W Szkocji to przynajmniej są Celtic i Rangers. W Niemczech jest tylko Bayern i… wielka przerwa. Co poziomowi rozgrywek w tym kraju i atrakcyjności produktu pod nazwą „Bundes…” z pewnością nie pomaga.
We Francji, na zasadzie Bayernu w Niemczech,  szalał PSG. I, tak jak Bayern, w czwartej kolejce przestał. Też u siebie i też 1:1. We Włoszech najlepiej zaczęło sezon Napoli. Ale wczoraj też dostało kij w szprychy. Różnica miedzy Francuzami i Włochami jest taka, że paryżanie zdobędą tytuł w cuglach, a neapolitańczycy puchar za tytuł mistrzowski zobaczą na koniec sezonu, owszem, ale w rękach któregoś z rywali. Najpewniej kogoś z mediolańskiej dwójki. Tak już mają.
Przesądzać o tym, kto wygra La Ligę i Premier League byłoby aktualnie zwykłą głupotą, więc w tej kwestii skorzystam z przysługującego mi prawa do chwilowego milczenia.
Na polskiej lidze zupełnie się, przynajmniej do 25-ciu lat, nie wyznaję. Dlatego z pełną nieodpowiedzialnością stawiam już teraz na Legię. Nic mnie to nie kosztuje. Prowadzący Płock oczywiście narzuconego tempa nie zdzierży. Występuje w tym biegu (mam na myśli całe ligowe rozgrywki), jak mi się zdaje, na zasadzie Anety Lemiesz w biegu na 800m. A to oznacza, że zejdzie z bieżni, czyli straci jakiekolwiek szanse na końcowe zwycięstwo, najdalej w połowie wiosny. Jedynym zespołem, który będzie w stanie walczyć z Legią o tytuł będzie Raków, który w poprzednim tygodniu w eliminacjach LKE pokazał całej Polsce i całym Czechom jak można odpaść z rozgrywek będąc zespołem lepszym. Raków będzie walczyć, ale na skutek licznych „przeciwności losu” wygrać tej rywalizacji nie zdoła. Sam sobie winien. Mógł wygrać ligę w czerwcu, to spartolił sprawę niczym w czwartek w Pradze.
Tak te najbliższe wyścigi w naszej „ekstraklasie” w tej chwili widzę. Ale, jak zaznaczyłem, do mądrzenia się w jej zakresie nie pretenduję. No i strasznie mi się nie podoba, bo ostatnio akurat oglądnąłem sobie dwa mecze z rzędu, ze tak mało Polaków w tych „polskich” drużynach. Jak my mamy potem mieć silną reprezentację?
A Bundesliga, skoro nie ma się aktualnie czym pochwalić, zawsze może głośno krzyczeć, że własną piersią wykarmiła dwóch najlepszych strzelców na świecie, którzy już teraz, grając w o niebo lepszych niż ona ligach, ładują po tyle samo albo i więcej bramek niż w niej. I to chwalipięctwo Bundesligi będzie jak najbardziej uzasadnione. Do tego stopnia, że niektórzy mogą go nawet nie uznać za chwalipięctwo.
Choć nie zapominajmy, ze Lewy spędził jednak trochę czasu w Legii Warszawa. I kto wie czy to właśnie tam się na nim, wbrew temu co teraz wygadują różni dziennikarze, najbardziej nie poznali. Po prostu. Wiedząc jaki u nich burdel, żeby mu nie niszczyć kariery, czym prędzej wywalili go z klubu. Każde dziecko wie, że tylko dzięki temu mamy karierę najpiękniejszą w historii polskiej klubowej piłki nożnej. No bo Boniek niby ma zaliczoną wygraną i w LM (wtedy PEMK), i w LE (wtedy nie było, ale podciągnijmy pod to ówczesny PEZP), ale nie zdobył w Italii 10-ciu tytułów mistrza Włoch i nie też zdobył 7-krotnie tytułu króla ligowych strzelców, że o innych przewagach piłkarza Barcelony, tych przeszłych i tych, które jeszcze będą jego udziałem, nie wspomnę. Dlatego postuluję, żeby Legia dostawała dużo więcej kasy za Lewego niż się jej z tych wszystkich przeliczników należy. Pomyślcie. Lewy zostałby w Legii i żaden Znicz, żadna Varsovia, żaden Lech i żadna Borussia żadnej kasy by za niego nigdy nie dostała. Trochę szacunku dla działaczy stołecznego klubu. To była decyzja na miarę epoki!
A wracając na koniec do tytułu. Nie ma się co, na chwilę obecną, niezdrowo podniecać. Dużo ważniejsze od samego wyniku tej rywalizacji jest to, że obaj sporo strzelają i że jeden drugiego, jak widać, mobilizuje.  Teraz trzeba poczekać, co każdy pokaże w spotkaniach z nieco bardziej wymagającymi rywalami niż Valladolid czy Almeria.  Również niż Pilzno, z którym przyjdzie się zmierzyć u siebie Barcelonie w przyszłym tygodniu na inaugurację LM. Co nie znaczy, że z tym Pilznem nie można znacząco poprawić własnych rekordów w zakresie liczby goli strzelonych w LM. Nie tylko można, ale wręcz należy. Podobnie jak w sobotnim meczu ze słabo przygotowaną do sezonu Sewillą.
Jak dają, to trza brać! Vamos, Robert! Po swoje, znaczy.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport