HareM HareM
938
BLOG

Mamy trenera Portugalczyka, ale gramy, co najwyżej, jak Angola. Albo Mozambik.

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 58

Wymieniłem te dwa kraje, bo najbardziej znane, ale mógłbym wymienić każdą inną byłą portugalską kolonię. Każdej z nich bowiem zawsze było, piłkarsko, do Portugalii jak w tej chwili, powiedzmy i nie przymierzając, Seszelom. I tu zbieżność z naszą aktualną reprezentacją.
Nie bardzo  chce się pisać o wczorajszym spotkaniu. To znaczy ja specjalnie dużych nadziei przed tym meczem, jak chodzi o styl gry drużyny, nie miałem, ale wydawało mi się, że przynajmniej wynik będzie przyzwoity. Tymczasem znów zagraliśmy piach.
Jest prawdą, że oglądało się ten mecz, przynajmniej mi, lepiej niż to, co nasza kadra pokazywała za Michniewicza. Z tej prostej przyczyny, że tamtego się zwyczajnie oglądać nie dało. Ale jeśli prezentujesz się lepiej niż dno den bo, od czasu do czasu, wyciągniesz nogę z mułu, to nie powinieneś jednak myśleć, że widz będzie od razu zachwycony.
Żeby nie przeciągać. Po jednym zdaniu o każdym z grających polskich piłkarzy.
Szczęsny. Ciężko go winić za puszczone gole. Choć znam paru bramkarzy, którzy by ze dwa z tych trzech strzałów obronili. Przy czym z takimi obrońcami to faktycznie tylko stać między tymi słupkami i płakać.
Cash. Dramat. Grał osiem minut. Chyba o osiem za dużo. Nie dziwię się, że w tym sezonie ma dużo mniej pewną pozycję w Villi. Za to się dziwię, że z taką grą w ogóle ma.
Gumny. Jeszcze większy dramat. On grał o 82 minuty za dużo. Ta druga połówka Bundesligi to musi być jednak niezła kicha, skoro ktoś taki gra od deski do deski w Augsburgu. Chyba, ze tam służy jako kosiarka do trawy po prawej stronie boiska. To wtedy rozumiem.
Bednarek. Myślałem, że skoro nie ma już Glika, to wreszcie będziemy jako tako wyprowadzać piłkę z własnej połowy. …ówno prawda, jakby powiedział biskup Tischner. A sytuacja przy pierwszej bramce wręcz do albumu zatytułowanego „Dlaczego Bednarek nie powinien grać w pierwszym składzie”. Dowód niezbity w sprawie.
Kiwior. W przeciwieństwie do Bednarka umiał wyprowadzić piłkę za połowę. Natomiast umiejętności w obronie zaprezentowali zbliżone.
Karbownik. II Bundesliga to nie to samo co poziom reprezentacyjny. I to było widoczne. To, że nie gra na swojej pozycji, również.
Frankowski. Pracowity rycerz bez głowy. Czyli bez zmian. Nihil novi.
Bielik. Po powrocie po kontuzji nie rozegrał jeszcze w reprezentacji takiego naprawdę przyzwoitego meczu. Wczoraj też nie. Szkoda, bo to był niezły materiał na solidnego gracza.
Szymański S. Cóż. Psioczono na Sousę również dlatego, że go nie powoływał. A Szymański w każdym reprezentacyjnym występie udowadnia, że Portugalczyk (ten poprzedni znaczy) miał rację. Eredywizji do poziomu wymaganego w  reprezentacji może nie tak daleko jak II Bundeslidze, ale wiele się to chyba między sobą nie różni.
To od razu Szymański D. Facet przez parę minut zrobił więcej niż inni przez całe spotkanie. Przesłonił swoim cieniem wszystkie boiskowe polskie „gwiazdy”.
Linetty. Znów bezbarwny występ. Choć paru gorszych na boisku widziałem.
Zieliński. Próbował rozgrywać, próbował dzielić, próbował centrować, również strzelać. Tego mu odmówić nie można. Ale efekty niewielkie. W każdym razie zbyt małe jak na moje oczekiwania.
Lewandowski. Z nim to chyba jak z Putinem. Jakiś sobowtór gościa sprzed dwóch lat podczas transmisji widziałem.
Skóraś i Świderski. Coś tam do tego ataku wnieśli. Wyglądaliśmy z przodu zdecydowanie lepiej niż w pierwszej połowie. Lepiej jednak, to nie znaczy dobrze.
Zalewski. Spowodował, że po meczu po naszej stronie nie było zerowego bilansu pojedynków wygranych jeden na jeden. Ale żeby jakoś na plus się w porównaniu z tym całym pospolitym ruszeniem wyróżnił? Nie powiedziałbym. Zagrał tak, jak od pewnego czasu gra w klubie. Żeby Polska albo Włochy nie zginęły.
Santos. Grali na pewno inaczej niż za polskich trenerów. Ale co z tego, skoro dalej grają fatalnie. Dajmy mu jednak czas. Jeden, czy nawet dwa, mecze to nie jest materiał do miarodajnej oceny. Zrobił parę błędów. W ustawieniu i personalnych. Ale od czego są te eliminacje jak nie od próbowania różnych rzeczy? Już wie, że lekko nie będzie. Ale też z niejednego pieca przecież chleb jadł. Myślę, że się nie podda. Widzi w jakie równo wdepnął, ale w końcu sroce spod ogona nie wypadł.

Generalnie było więc bardzo wyjątkowo do zupy.
I tym optymistycznym akcentem żegnam się do najbliższego poniedziałku. Ten mecz już trzeba będzie wygrać. I nie ma zmiłuj.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport