HareM HareM
906
BLOG

Lepiej nie znaczy dobrze…

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 104

Tym razem międzynarodowe spotkanie reprezentacji Polski nie skończyło się jej kompromitacją. To w ostatnim czasie zjawisko dość rzadkie, choć taki Czesław Michniewicz ma na ten temat z pewnością opinię nieco odmienną.

Zagraliśmy na pewno lepiej niż z Czechami. Czy skuteczniej? Na pewno efektywniej, o czym świadczy suchy wynik.

Nie chciałbym się tu bawić w głębokie analizy postawy poszczególnych graczy, bo raz że większość dalej wypada blado i wiele się w ich grze od ostatniego piątku nie zmieniło, a dwa, że poczekajmy z tym może do czasu aż do końca wykrystalizuje się to, co panu trenerowi uda się z tych ludzi wydobyć.

Na razie widać, że kadry nie przejął przedstawiciel „polskiej myśli szkoleniowej”. I to jest w tym wszystkim najlepsze. Dwa mecze. W obu brak głównych hamulcowych polskiej kadry ostatniego czterolecia, czyli Krychowiaka i Glika. I poszukiwania oraz ruch na każdej z bardziej lub mniej newralgicznych pozycji. I to w jego pierwszych meczach jako selekcjonera, i to w meczach o punkty! Facet, którego wielu uznaje za „betoniarza” i który zresztą, być może, w skali międzynarodowej, takim betoniarzem jest, dokonuje w 180 minut (w meczach o stawkę!) więcej zmian w składzie niż Michniewicz przez całą swoją kadencję! (Nie sprawdzałem i piszę to na czuja, ale chyba się nie mylę, co?)

Ja wiem. Eliminacje ME to nie baraż o udział w MŚ i to nie mecze grupowe na tychże mistrzostwach. No ale jednak, co by nie powiedzieć, nawet z Czechami graliśmy w innym stylu niż z Arabią Saudyjską czy z Meksykiem. Graliśmy oczywiście wyjątkowo marnie, ale bez porównania inaczej niż za Michniewicza czy późnego Brzęczka. No i wreszcie, parę razy, zagraliśmy do przodu. Bo piłka nożna powinna na tym polegać, że należy strzelić więcej goli od rywala. A nie na tym, żeby stracić mniej. Albo jeszcze lepiej – nie więcej.

Ja do tej pory, w przeciwieństwie do wielu, nie mogę odżałować tego, że Sousa wykazał się takim brakiem charakteru. Nie wytrzymał ciśnienia i zdezerterował. Ale on pokazał kierunek, w jakim trzeba iść. I, miejmy nadzieję, Santos w tę stronę pójdzie. Czego jemu i nam wszystkim życzę.

Jak napisałem. Nie chciałbym się odnosić do wczorajszych poczynań poszczególnych graczy, ale w trzech wypadkach zrobić to wypada, bo to tym graczom zawdzięczamy to, że dalej, realnie, jesteśmy w grze o wygranie grupy (no i jeszcze kilkunastu Czechom, którzy zrobili nam prezent w Kiszyniowie). Oczywiście Szczęsny, który znów dwu, a nawet trzykrotnie, uratował nam zupę po sztubackich błędach w obronie graczy z pola. Bez dwóch zdań Świderski, który od dłuższego czasu jest najlepszym graczem ofensywnym reprezentacji Polski, ale nikomu z komentatorów, wszystko jedno której stacji telewizyjnej, nie może to przejść przez gardło. I, nie bójmy się tego słowa, odkrycie spotkania z Albanią, Bartosz Salamon. Gość, którego dawno temu, na tych tu łamach, widziałem w roli męża opatrznościowego polskiej defensywy, a który potem, m.in. przez liczne kontuzje, ale chyba nie tylko, takim kimś zdecydowanie się nie okazał. Wczoraj jednakże był ostoją polskiej obrony. Nie wiem czy to przypadek, jednorazowy wybryk tudzież wyjątek od reguły. Warto jednak się nad nim pochylić, bo w sytuacji, kiedy mamy alternatywę w postaci duetu Glik-Bednarek (znów słaby występ tego ostatniego, a wyprowadzanie piłki to już w ogóle na poziomie nieakceptowalnym chyba nawet w San Marino), to Lechita w parze z Kiwiorem (jeśli w końcu zacznie grać w tych Kanonierach) jawią się niczym Archanioł Gabriel przy Belzebubie.

A wracając na ziemię. Bardzo duuuuuużo pracy przed Santosem. Ciężkiej pracy. Nie ma mu co tego kontraktu zazdrościć. Jeśli wyprowadzi Polskę na prostą, to zwyczajnie na te pieniądze zasłuży. Gorzej jak nie wyprowadzi.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport