Wicenadredaktor Jóźwik opowiada do mikrofonu androny, ze niby Justyna Kowalczyk wpadła w kompleksy na tle swoich porażek z robokopem i jest bliska psychicznej załamki. Ja osobiście w niektórych sytuacjach lubię wicenadredaktora, bo potrafi czasem jaja pokazać. Znaczy pokazać, że ma jaja, precyzując żeby się nikt nie czepiał. Ale czasem go nie lubię. Szczególnie jak opowiada rzeczy, które nawet gdyby były prawdą to powinien trzymać dla swojej wiadomości. Tak mi się wydaje.
Wydaje mi się również, a po dzisiejszych zawodach to na pewno, że Justyna Kowalczyk nie ma kompleksu robokopa. Nie można bowiem go mieć jak się wygrywa bezpośredni pojedynek i to w okolicznościach jak było na ekranie. To była powtórka z rozrywki. Biły się jak w finale królewskiego biegu w Vancouver. I znów Polka była do przodu.
Oczywiście nie jestem na tyle naiwny, żeby po wczorajszym nokaucie uważać, ze dzisiejszy dzień przewrócił listę faworytów do góry nogami. Absolutnie nie. Majdić pokazała, że bierze poważnie pod uwagę swoje zwycięstwo w Oslo w sprincie, a Merit Steryd Bjoergen pokazała, że najprawdopodobniej skupi się na dystansach kosztem sprintu. Kowalczyk pokazała w Otepaa, ze jest w trakcie mocnego treningu i że może je obie za miesiąc nieźle zaskoczyć, choć niekoniecznie.
Więc, odpowiadając na pytanie tytułowe twierdzę, że zdecydowanie nie. Robokop tylko zasygnalizował, że inaczej rozłoży akcenty. Bo przy takim gazie Majdić w sprintach nie jest w żadnym razie w stanie zdobyć sześciu złotych medali. Choćby nie wiem jak duże dawki przeciwastmowe stosował.
Tak czy inaczej Justyna jest w trudnej sytuacji. W sprincie wygrać ze Słowenką będzie graniczyło z cudem. Na dystansach ta sama sytuacja z robokopem. Ale ją stać na wszystko. Pokazała to w biegu na 30 km w Vancouver.
Inne tematy w dziale Rozmaitości