Po raz drugi w ciągu 10-ciu dni. Wyraźnie i jak najbardziej zasłużenie. Bez fuksa w postaci lepszych od innych warunków. Wręcz przeciwnie. W pierwszej serii miał na pewno warunki gorsze od Morgensternów czy Ammannów. W drugiej próbie cała czołówka skakała w zbliżonych do siebie warunkach. Oprócz lidera po pierwszej serii, ale o nim niżej.
Organizatorzy, podobnie jak w Willingen, próbowali robić ustawki pod Niemców, co okazało się tym razem manewrem niezwykle ryzykownym i, summa summarum, chybionym. Pan Bóg okazał się w końcu taki jak ma być. Nierychliwy, ale sprawiedliwy. Nie pozwolił by czołowa po I serii dwójka, która skakała w nieporównywalnych z resztą skoczków warunkach, odebrała rzeczywiście najlepszym wysokie lokaty. Co prawda nie wszystkim, ale jednak.
Szkoda mi dzisiaj dwóch skoczków. Jeszcze pod koniec zeszłego sezonu rywalizujących o najważniejsze trofeum. Małysza, bo ta wywrotka w Zakopcu jednak sporo go kosztuje. Zatracił błysk, który w pierwszym z zakopiańskich konkursów, a i wcześniej, wydawał się już zaczynać łapać. I Schlierenzauera, bo gdyby nie złe warunki, na pewno stałby na podium. Tyle, że taki Kamil Stoch przez te złe warunki przebrnął w pierwszej serii znacznie lepiej. Dlatego on ten konkurs dzisiaj wygrał, a Tyrolczyk był poza podium.
Do mistrzostw świata trzy tygodnie. Morgenstern dalej będzie silny i groźny. Ammann też, bo nikt nie zamierza tropić jego sprzętowych machlojek. Ale, moim zdaniem, najgroźniejsze będą młode wilki. Stoch, Freund i wracający do formy Schlierenzauer.
Choć nie zdziwię się jak pogodzi je, wygrywając po raz nie wiem który z samym sobą, przeciwnościami losu i z czasem, stary basior. Z Polski, rzecz jasna. Warunek jest jeden. Zneutralizowanie Tepfera. Swoistego kuriosum w dziejach tego sportu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości