Już od ponad dwóch godzin cała Norwegia cieszy się z mistrzowskiego tytułu Marit Bjoergen w narciarskim sprincie. Osobiście jestem pełen podziwu dla Norweżki. Jak sobie jeszcze pomyślę, że to biedactwo przez całą karierę musi się zmagać z postępującą (no bo jak?) astmą, to mój podziw przeradza się uwielbienie. Rzekłbym. Gdybym znacznie wcześniej nie piał z radości.
Cóż. Wygląda na to, że schorowana Norweżka będzie jednak rządzić w Oslo niepodzielnie. Każdy bieg kończy bez cienia zmęczenia i z wyraźną przewagą. Nad pozostałymi, które mijają linię mety padając ze zmęczenia. A był to tylko sprint, który w sezonie wychodził jej pono najgorzej. To co się będzie działo na dystansach, które znacznie bardziej jej leżą?
Justyna Kowalczyk nie jest specjalistką od sprintu. Szczególnie tego łyżwowego. Ale nawet gdyby była nie miałaby dzisiaj szans. Żadnych. Jest na to, uważam, zbyt zdrowa.
Po obejrzeniu dzisiejszej relacji obawiam się, że nasza mistrzyni może być również zbyt zdrowa na to, żeby zwyciężyć na jakimkolwiek innym dystansie właśnie rozpoczętych mistrzostw.
Przyznam, że gdzieś tam w ciemnym kątku mojego umysłu tliła się malutka nadzieja, że ktoś z norweskich śniegowych decydentów powie stop procederowi uprawianemu przez Marit Steryd. Dziś po południu się człowiek przekonał jaki jest naiwny. I głupi.
Z drugiej strony skoro można było wygrać na igrzyskach to może podobnie będzie i tym razem? Był cud nad Wisłą, był cud w Vancouver to może będzie i cud na Holmenkollen?
….
Tak po chwili stwierdzam, że ten mój optymizm jest nie do wytrzymania.
Inne tematy w dziale Rozmaitości