Ta średnio udana i niespecjalnie ambitna parafraza słynnego wersu księdza Twardowskiego ma w zamyśle dotyczyć licznej grupy, reprezentujących zawód skoczka narciarskiego, sportowców którzy zdecydowali się po tym sezonie zakończyć karierę.
Okazuje się, że nie tylko Adamowi Małyszowi przyszło to do głowy. Jemu, oczywiście, należy się osobny artykuł i tak pewnie za niedługo zrobię. Ale paru innym skoczkom też wypada poświęcić zdań parę. Tym bardziej, ze nie stanowili w narciarskim świecie byle tła. Wręcz przeciwnie. Nadawali skokowej rywalizacji przez wiele lat kolorytu. Czasem nawet przez jakiś czas stanowili o sile tej dyscypliny sportu.
Jest tych przechodzących na emeryturę sław trochę. Policzmy. W kolejności omawiania. Ahonen, Schmitt, Kuettel, Peterka, Uhrmann. Paru z nich lubię, innych, powiedzmy, mniej. Zacznę od tego, którego lubię i cenię. Prawie tak samo jak Małysza.
Pół roku starszy niż Polak, Janne Ahonen. Prawie 16 lat na topie. Praktycznie bez przerwy od początku sportowej kariery, czyli od 1992 roku. Do końca sezonu 2007/08. Potem rok niebytu i niepotrzebny powrót na skokową scenę. Wrócił, bo chciał zdobyć indywidualny olimpijski medal, którego mu w przebogatej kolekcji brakowało. Teraz, kiedy skacze na poziomie Stefana Huli, wielu patrząc na niego puka się w czoło. A ja chciałem tylko z lekka nadmienić, że bardzo niewiele brakowało, aby Ahonen swój cel urzeczywistnił. W konkursie na mniejszej skoczni w Whistler był który? Zgadza się. Czwarty. Tak jak wielokrotnie wcześniej na imprezach rangi mistrzowskiej. Ta pozycja go prześladuje. Zajmował ją, przynajmniej z tego co ja pamiętam, najmniej łącznie jeszcze 4 razy. 2-krotnie na igrzyskach i również 2 razy na MŚ. W Kanadzie znów się nie udało, ale wielki mistrz wiedział po co wraca. To, że startował w kolejnym, czyli w tym, sezonie może faktycznie budzić wątpliwości. Od listopada niepotrzebnie odcinał kupony od zdobytej sławy. Kilka(naście) dni temu podał do publicznej wiadomości, że przestaje odcinać. W niedzielę w Lahti skakał w Pucharze Świata po raz ostatni. Zakończył karierę z dorobkiem 108-miu miejsc na podium. Dokładnie jedna trzecia tych podiów to były zwycięstwa.
Niecałe dwa miesiące młodszy od wiślaka Martin Schmitt*. Miał okres „Wielkiego Wybuchu”, kiedy przez dwa lata był najlepszy na świecie, miał też, dużo dłuższe, okresy wielkiej stagnacji. Kilka lat temu wrócił do szeroko rozumianej czołówki. Nawet zdobył w Libercu tytuł wicemistrza świata (podobnie jak 8 lat wcześniej bardzo pomógł mu wiatr). Mimo to nie jest to dzisiaj w żaden sposób skoczek, w którym rozpoznamy najgroźniejszego niegdyś rywala Małysza. Ale wspominał go będę miło. Mimo, ze przynajmniej jeden tytuł mistrza świata, razem z sędziami, Małyszowi zwyczajnie ukradł. Dodajmy, ze Niemiec aż 52 razy stał na podium PŚ. Z tego 28 razy zawody wygrał. Tyle, ze ostatni raz jakieś 9 lat temu.
Dalej. Andreas Kuettel. Szwajcar. Rocznik 1979. Daleko mu do sukcesów dwóch wyżej wymienionych rywali, ale swoje piętno na skokach narciarskich tez odcisnął. Mianem dominatora w żadnym sezonie ochrzcic go nie można, ale tytuł mistrza świata, podium w generalce Pucharu Świata oraz obecność w ścisłej czołówce konkursów olimpijskich nie są mu obce. Podobnie jak podia w poszczególnych pucharowych konkursach, których łącznie wywalczył 15 (5-4-6). Ma również jeden walor pozasportowy. Umie docenić piękno naszych rodaczek, czego dowodem niedawny ślub z Polką.
O Słoweńcu Primozu Peterce od dobrych paru lat można powiedzieć jedynie to, ze odcina kupony od dawnej sławy. Zdobywca 32 pucharowych podiów, 15-krotny zwycięzca zawodów, 2-krotny zdobywca Pucharu Świata czyli, precyzyjnie rzecz ujmując, tytułu najlepszego skoczka sezonu. Ale ostatnie podium to sezon 2002/03. Ostatnia obecność w konkursowej czołowej 10-tce – sezon 2005/06, ostatnia bytność na zawodach PŚ – dwa lata temu. Od tego czasu Słoweniec startował, i to bardzo rzadko w zawodach II i III ligi – w Pucharze Kontynentalnym i Pucharze FIS. Wielki, ale niewykorzystany do końca talent.
Ostatnim z bardzo zasłużonych skoczków przechodzących w tych dniach na emeryturę będzie, rok młodszy od Polaka, Niemiec Michael Uhrmann. Jego indywidualne dokonania są w zestawieniu z pozostałymi być może nieco mniejsze. Ale przez wiele lat należał do czołowej grupy zawodników i zawsze stanowił potencjalne zagrożenie dla najlepszych. Zresztą 14 podiów PŚ piechotą nie chodzi. Ponadto był Uhrmann wielokrotnie członkiem mistrzowskich teamów. Tak na igrzyskach jak i na MŚ. Miał tez pecha. Będąc, obok Małysza, największym faworytem MŚ w Sapporo’07 na treningu przed pierwszym konkursem złamał kość w śródstopiu. Od tego czasu skakał już słabiej. W tym sezonie znów zaczął skakać dobrze. Widać nie na tyle, żeby zdecydować się kontynuować karierę.
Dodatek nadzwyczajny, niekoniecznie w poważnym tonie pisany
Nie może się natomiast ze skokami pożegnać, starszy niż niejeden rodzic niejednego z jego rywali, Japończyk Takanobu Okabe. Chodzą słuchy, że 41-letni dzisiaj reprezentant kraju Kwitnącej Wiśni nie przestanie uprawiać tego procederu do momentu kiedy nie umrze. Te zamiary są, wg najbliższych, na tyle wiarygodne że, dla skrócenia jego i własnych cierpień, planują oni zastrzelić go w najbliższym sezonie podczas jednego ze skoków. W grę wchodzi tylko i wyłącznie Okurajama. Nigdzie indziej bowiem organizatorzy konkursów nie wpuszczają go już na skocznię. Z powodu wieku, rzecz jasna.
Trudno więc się dziwić, że oprawa przyszłorocznych zawodów na Hokkaido zapowiada się niezwykle bogato. Swój udział zapowiedzieli już przedstawiciele wszystkich, walczących o duszę Okabe, kościołów japońskich. Obecna będzie tez większość najważniejszych postaci japońskiego bractwa kurkowego oraz honorowi goście zawodów – japońscy snajperzy-weterani II wojny światowej, których zadaniem będzie porównanie obecnych umiejętności własnych do tych sprzed lat. Ze względu na sędziwy wiek snajperów rodzina głównego bohatera wieczoru obawia się, że może dojść do sytuacji, w której konkurs w Sapporo nie będzie jego ostatnim w karierze.
* - jak się słyszy w kuluarach, pogłoski o przejściu Schmitta na drugą stronę mogą być cokolwiek przesadzone; choć, osobiście, się mnie nie wydaje; Schmitt jest, co by nie powiedziec, myslącym facetem; no i nie ma japońskich genów
Inne tematy w dziale Rozmaitości