W zasadzie nie ma chyba bardziej adekwatnego określenia na to co się wczoraj stało. Już to niby wczoraj częściowo poruszyłem, ale ciągle mi to spać nie daje. Tym niemniej tym, których sportowa zima nieco już nuży obiecuję, że jest to mój ostatni tekst poświęcony na salonie 24 skokom narciarskim. W tym sezonie, żebyście się za bardzo nie cieszyli:).
Tak jak było cymbalistów wielu, ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu, tak było skoczków narciarskich od Alp aż do Spiszu, ale żaden z nich nie śmiał skoczyć przy Małyszu. I to, z nielicznymi wyjątkami, wszyscy wiemy. Co innego osiągnąć najwyższy światowy top-level i na tym poziomie skakać przez jakiś tam okres czasu, a co innego, będąc jednym z największych, że przez wrodzoną, charakterystyczną dla nas, narodową skromność nie napiszę NAJWIĘKSZYM przedstawicielem danej konkurencji sportowej czy, szerzej pisząc, dziedziny życia w ogóle, siedzieć na tym stolcu przez lat naście i, na dodatek, przechodzić na emeryturę w stylu identycznym jak ten z okresu największych dokonań w karierze.
I tu nie chodzi tylko o ten jeden wczorajszy konkurs. To było faktycznie zwieńczenie wprost niebywałe i wymarzone. Połączone jeszcze, w sposób najpiękniejszy z możliwych, z przekazaniem schedy najlepszemu w tej chwili ze swoich młodszych kolegów z kadry. Zakończenie kariery, jakiego nie zaserwował do tej pory kibicom na całym świecie jeszcze żaden skoczek w historii. O tym pisałem już wczoraj.
Dziś chciałem zwrócić Państwa uwagę na cały ostatni sezon w wykonaniu Adama Małysza. Obfitujący w liczne i nietuzinkowe sukcesy. Niemal od początku i do samego końca.
Aż dziewięciokrotnie stał Małysz w tym sezonie na podium. Zwyciężył co prawda tylko raz, ale trafił w tym roku na niesamowitych, bedących w życiowej formie, Austriaków. Miał też, do czego polski kibic zdążył się już przyzwyczaić, sporego pecha. Potęgowanego jeszcze przez, i temu też się już zupełnie nie dziwimy, nazwijmy to, czynnik ludzki. W postaci startera Mirana Tepesa. Nie zapominajmy o kontuzji kolana doznanej tuż przed sezonem, przez którą wchodził w sezon na niepełnych obrotach. Do tego doszły jeszcze błędy taktyczne Lepistoe (na przykład, żeby nie wymieniać za dużo i nie psuć atmosfery między skoczkiem a trenerem, podczas T4S) oraz upadek w Zakopanem, który miał swoje ewidentne konsekwencje w kilku następnych konkursach. Mimo to Polak stał jeszcze dwa razy na drugim i sześć razy (najwięcej w karierze) na trzecim stopniu podium.
Oprócz tych 9-ciu pudeł zaliczył jeszcze 13-cie obecności w czołowej 10-tce. Tylko w 3 konkursach go w niej nie było. Przy czym dwa razy przez czysty przypadek. Zdobył ponad 1150 pucharowych punktów, co jest jego piątym wynikiem w życiu. W bardzo udanym dla siebie sezonie poprzednim uzbierał o ponad 300 oczek mniej!
Na koniec nie można zapomnieć o rzeczy, być może, najważniejszej. Adam Małysz, mając 33 lata 2 miesiące i 23 dni, wywalczył 26 lutego w Oslo medal mistrzostw świata! Jest, jak dobrze liczę, drugim najstarszym zdobywcą mistrzowskiego lauru w historii tej imprezy. Podobnie zresztą jak w przypadku igrzysk olimpijskich. Starszy od niego był tylko Birger Ruud. Tyle, ze Norweg skakał przed wojną, gdzie jednak konkurencja była, jakby na sprawę nie patrzeć, ciut słabsza.
WIELKI MISTRZ skończył wczoraj definitywnie karierę. Z jednej strony smutno. I wielka pustka. Ale, nawet dzisiaj, na drugi dzień po tym jakże brzemiennym w skutki fakcie, jak sobie człowiek zda sprawę jak przebogata była ta kariera, przez ile lat karmił nas swoimi triumfami i doprowadzał jednocześnie do dumy i ekstazy, to nie sposób nie skonstatować, że w porównaniu z kibicami znakomitej większości innych sportowców mieliśmy po prostu wielkiego farta i zamiast biadolić nad tym, że skończył skakać, powinniśmy do emerytury wznosić dziękczynne modły za to, że był.
Na koniec życzenie. Oby w XXI wieku sportowej Polsce choć raz jeszcze taki Małysz się trafił. My sobie, dla poprawienia wisielczego humoru, możemy pisać o następcach i różnych takich. Ale taki gość to jest zjawisko wyjątkowo rzadkie. W naszym sporcie, można powiedzieć, niespotykane. Teraz przyjdzie nam czekać na kogoś takiego pewnie długie, długie lata. I nie wiadomo czy kiedykolwiek nasze oczekiwania się ziszczą.
Jedno jest pewne. Era Małysza należy już do przeszłości. Od wczoraj.
Inne tematy w dziale Rozmaitości