Wczorajsze pożegnanie Małysza w Zakopanem (między nami pisząc, przynajmniej z tego co pokazała TV, to dość blado to wypadło; oczywiście inną opinię mają zapewne ci, którzy zbili na tym furę kasiory) zakończyło definitywnie sezon zimowy. Niby nie do końca bo, jak co roku, gra jeszcze, i to do czerwca, NHL ale jej się pod uwagę nie bierze.
Mijająca zima była drugą i ostatnią, kiedy nasz sport wystawił do boju zespolone siły atutów. W sile zasadniczo dwóch. Tych atutów znaczy. Przy czym Małysz z zasady był przez te dwa lata mniej medalodajny niż Kowalczyk. Z racji ilości mistrzowskich konkurencji, w których startował, choćby. Z drugiej strony mniej, ale zawsze był. Teraz już go nie będzie i pewne dawniej medale stały się … znacznie mniej pewne. Tak to nazwijmy. Ale bym ich tak do końca nie wykluczał. Przyszły sezon faktycznie dużo wyjaśni, mimo że nie ma żadnej mistrzowskiej imprezy. Tym bardziej będzie czas na przyglądnięcie się jak się Stoch oswoi z czołówką.
Justyna Kowalczyk, po odejściu Majdić, będzie jeszcze bardziej samotna w walce z legalnie wspomaganym przez oficjalne czynniki dopingiem. Nie ma się co łudzić. Z Bjoergen nie wygra. Chyba, ze u Norweżki odezwą się uboczne skutki stosowania anabolików. W co wątpię. To wychodzi z reguły później. Na przykład u Griffith-Joyner. A jak różne „polskie działacze” będą jej rzucać pod nogi kłody w postaci układanych pod rywalki tras biegów w Jakuszycach to kto wie czy nie odpuści. Nie mówię, ze w ogóle, ale na jakiś czas.
Jest niby jeszcze Sikora. Wydaje się, ze nasz biathlonowy mistrz powinien iść jednak śladem Małysza. W ostatnim swoim starcie był drugi i niech tak zakończy. Jego nieobecność na MŚ daje dużo do myślenia.
Biathlonistki nie zachwyciły w tym sezonie. Czy zachwycą w przyszłym? Coś się w tym biathlonie psuje. Chyba na poważnie.
Jeszcze większy kłopot z trenerami. Na szczęście Wierietielny się nigdzie nie wybiera i nie zamierza zmieniać pracy. Reszta wiadomości już tak dobra się nie wydaje. Trener Małysza odszedł wraz z nim. Trener pozostałych skoczków niestety nie złożył rezygnacji. I obawiam się, ze nie złoży, a nikt w PZN mu tego nie zaproponuje. I to jest, moim zdaniem, dramat. Dramat, który odbije się polskim skokom tak wielka czkawka, ze co niektórzy z tych, którzy dziś klakierkują Tajnerowi przed kamerą będą po nim jeździć, i to publicznie, jak po burej suce i winić go za utrzymywanie status quo w sztabie szkoleniowym skoczków. Tylko czy wtedy będą do tego mieli moralne prawo? Tajner ma jeszcze inny problem. Obsadę stanowiska trenera kadry pozostałych (skłóconych i podzielonych do nieprzytomności) biegaczek i biegaczy. Nie wyobrażam sobie gdyby głównym szkoleniowcem tego zespołu miał pozostać trener Cempa. Ale Tajner potrafi. Więc czekam.
W biathlonie do rewolucji w sztabie szkoleniowym doszło w środku sezonu. To jest zjawisko niebywałe. Najbliższe tygodnie pokażą jakie rozwiązania zaproponuje PZB. Nie wiadomo czy jest na dziś jakiś sensowny pomysł czy nie ma.
Po dwóch latach sztucznego „boomu” w przyszłym sezonie powinniśmy wrócić na ziemię. Nawet jak Kowalczyk i Stoch będą w ścisłej czołówce. Nie będzie bowiem medali. Więc nie będzie medialnego szumu. Może to spowoduje, że zamiast bicia piany z tytułu zdobytych medali będzie jakaś, choćby elementarna, praca u podstaw. A nie ciągłe jechanie na tej samej kobyle.
Czarno widzę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości