Fani Manchesteru i Barcy nie muszą się od razu aż tak bardzo przejmować. Nie jest powiedziane, że taki będzie skład finału. Co więcej. Jest duża szansa, że nie będzie, bo z wiekiem coraz rzadziej dobrze typuję.
Zresztą. O ile chętnie zobaczyłbym w finale ikonę hiszpańskiego futbolu, to jego były zespół już niekoniecznie. Z tej oto prostej przyczyny, że bardziej kibicuję Katalończykom. Tyle, że stojąc w opozycji do ochów i achów nad wczorajszym występem tych ostatnich stwierdzam, że jeżeli Piquet i spółka będą strzelać z Realem w obronie takie byki jak wczoraj a Szachtarem, to finał R vs R jest bardzo prawdopodobny. Bardzo liczę na Schalke w pojedynku ze schematycznymi do bulu (“Słownik Poprawnej Polszczyzny” Komorowskiego, wydanie I) podopiecznymi gumożuja. Ronaldo, Benzema i Hiquain to nie są piłkarze, który nie wykorzystują w jednym meczu kilku stuprocentowych sytuacji pod rząd. Do tego trzeba, jak widać, być Brazylijczykiem. Im się to nie zdarzy. Z Realem nie będzie wystarczało grać przyzwoicie z przodu. Ja rozumiem, że obrona Barcy nie gra ostatnio w do końca optymalnym składzie, ale jak ma to dalej tak wyglądać, to ja finału nie wróżę.
Aż mnie ciarki przechodzą jak sobie zdam sprawę, że ludzie gumożuja mogliby znów psuć wrażenia z finału swoim schematycznym i wyjątkowo brzydkim, jak to mają ostatnio coraz częściej w zwyczaju, występem. Dlatego, choćby z tego powodu, będę kibicował Raulowi i Schalke.
A Barca, jak chce żebyśmy się znów nie musieli podniecać genialną taktyką Mourinho w finale Ligi, niech wyśle swoich środkowych obrońców na przyspieszony kurs ćwiczenia szybkiego biegania połączony z przyśpieszonym kursem zwrotności i zręczności ruchowej. Przecież ci Brazylijczycy (drugiego, co by nie powiedzieć, sortu) robili z nimi co chcieli.
Bo tak naprawdę to ja bym jednak wolał, żeby w tym finale Raul strzelił gola Barcy. Honorowego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości