Liga Mistrzów to, od wielu lat, a praktycznie od początku, czyli od czasu kiedy zastąpiła PEMK, nie jest mój jakiś szczególny faworyt. Nie jestem Janosik i nie uważam, że należy zabierać bogatym, a rozdawać biednym. Co to, to nie. Ale nie jestem też, na ten przykład, aktywistą czy decydentem PO ani też innej organizacji, której przyświecają podobne do tej partii cele. Załóżmy UEFA czy FIFA. To znaczy, że nie uważam, że należy zabierać biednym, a rozdawać bogatym kolesiom. Nie wiem czy wyraziłem to dostatecznie jasno. Jeśli nie, to piszę. Mój entuzjazm dla rozgrywek tego cyklu jest, krótko rzecz ujmując, ograniczony. To tak tytułem wstępu.
Oczywiście ten wspomniany brak entuzjazmu nie jest na tyle silny, żebym mógł sobie pozwolić nie skomentować poszczególnych szans każdego z czterech pozostałych w przedmiotowych rozgrywkach zespołów. Aż takim masochistą nie jestem.
Nie wiem czy pierwszy akapit wystarczająco jasno ukazał moje stanowisko w sprawie składu osobowego Ligi Mistrzów. Jeśli nie, to piszę: Real Madryt nie powinien mieć w żadnym wypadku prawa do tego, aby w tej fazie rozgrywek móc biegać po boisku. Nie powinien mieć tego prawa w żadnej fazie. Z tej przyczyny, że nie jest w tej chwili żadnym mistrzem. To samo Schalke. Nazwa jednak, tak uważam, do czegoś obliguje. Real mógłby jeszcze ewentualnie wystąpić w Lidze Byłych Mistrzów. I wtedy, zwycięzca ostatniej edycji takiej ligi (gdyby istniała) mógłby, na zasadzie kwiatka do kożucha albo, niech będzie, jakiejkolwiek innej, zostać dokooptowany do reszty stawki zespołów, które są aktualnymi mistrzami swoich krajów i bić się o miano zwycięzcy Ligi Mistrzów. Bo wtedy byłaby to Liga Mistrzów. Teraz jest to Liga Bogaczy, Z Których Więcej Niż Połowa Nie Jest Mistrzami. Strasznie przydługa nazwa, nie uważacie?
Nie wiem czy jakby, w sytuacji gdyby rozgrywki wygrali Królewscy albo Niemcy, nie zatrudnić potem jakiejś cwanej i kutej na cztery nogi papugi, to taka papuga nie będzie w stanie wykazać, że trofeum zostało zdobyte NIELEGALNIE. No bo niby jak?
Dlatego proponuję od razu, bez rozgrywania jakichś tam półfinałów, rozegrać od razu dwa finały. Duży i mały. W dużym spotkają się zespoły rzeczywistych mistrzów swoich krajów, mające umocowanie do występowania w Lidze, czyli Barcelona i Manchester. W małym zagraliby ci, którzy nie mają moralnego prawa w tych rozgrywkach grać w ogóle. Czyli Real z Schalke. Zwycięzcy tego drugiego spotkania, na osłodę, mogliby wtedy (w ramach rekompensaty) nosić dumne miano niepokonanych. Podobnie zresztą jak Unia Racibórz, której w tej edycji LM też nikt jeszcze nie pokonał. I nie pokona.
PS
Tym, których być może nieco dziwi moje stanowisko wyjaśniam. Jako kibicowi Barcelony zależy mi na jak najpewniejszym i najłatwiejszym triumfie moich ulubieńców. Zdecydowanie najłatwiej, moim skromnym zdaniem, będzie im przebrnąć przez schematycznych „Angoli” gumożuja. Stąd moja, nieco naciągana, teoria. Ale tak szczerze to naprawdę trudno dociec co w LM robią wicemistrzowie Szkocji, Grecji czy Turcji, trzeci zespół Francji czy czwarta drużyna Włoch. Że o mistrzu czy wicemistrzu (wszystko jedno) Izraela czy innego Azerbejdżanu przez grzeczność nie wspomnę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości