Wpatrujmy się w Chrystusa. Dzisiaj szczególnie. Poranne, radosne kościelne dzwony dobitnie przypomniały o jednym. Pole do działania zostało nam przygotowane. Bóg, jak co roku, usunął z niego wszystkie miny. Teraz wszystko zależy od nas.
Mamy szansę pójść prostą i jasną drogą. Żeby nią kroczyć trzeba się jednak trzymać elementarnych standardów. Zacząć stosować się do boskich, sprawdzonych przez tysiące lat, zasad.
Znów mamy szansę. Jesteśmy w sytuacji od Boga zdecydowanie łatwiejszej. Nikt nie każe nam zbawiać innych. Mamy zbawić siebie. Nie musimy za nikogo umierać. My mamy żyć! Ale żyć nie byle jak. Trzeba nam żyć godnie. Czyli tak, by odchodząc kiedyś z tego świata móc bez oporów wziąć do ręki lustro i w nie spojrzeć. Zobaczyć w tym lustrze odpowiedzialnego człowieka. Ojca rodziny wypełniającego przykładnie swoje rodzicielskie i małżeńskie obowiązki. Matkę, wspaniale wychowującą i przygotowującą do dorosłego życia swoje dzieci. Dziecko, z ufnością i pilnością realizujące wpajane mu przez rodziców ideały i zasady. Sumiennego pracownika, wykorzystującego pełnię swoich zdolności po to, by odpłacić pracodawcy za stworzone, godne ze wszech miar, warunki tej pracy. Pracodawcę, potrafiącego docenić i godnie nagrodzić pracę swoich ludzi. Urzędnika kierującego się tylko i wyłącznie prawem. Polityka realizującego swoje programy przede wszystkim z myślą o obiektywnym dobru wyborców i obszaru, na którym działa. Również człowieka. Istotę umiejącą oddzielić ziarno od plew. Potrafiącą z tej XXI-wiecznej wrzawy i chaosu wyodrębnić zło i, w najgorszym przypadku, trzymać się od niego z daleka. W przypadku lepszym czynnie mu się przeciwstawić. Nazywać rzeczy po imieniu. Czy to w gronie prywatnym, czy, jeśli się dysponuje takimi możliwościami, na forum publicznym. Bo zło, co widzimy na każdym kroku i co wiemy z własnego radia, telewizora czy obserwacji, szerzy się niczym szarańcza. I na koniec człowieka-bliźniego. Potrafiącego wyciągnąć pomocną rękę do drugich. Zwyczajnie, po ludzku. Nie czerpiąc z tego nic prócz satysfakcji i nie mając z tego jakichkolwiek profitów. Ot tak, z dobrego serca.
Sposób realizacji tej, opisanej wyżej, ktoś może powiedzieć, sterty oczywistych oczywistości, wystawia człowiekowi jednoznaczne świadectwo. Z tego, co najważniejsze. Z jego człowieczeństwa. Stanowi więc przepustkę do prawdziwego zmartwychwstania.
Bóg, jak co roku, daje nam szansę. Pytanie tylko co wtedy, jeśli ta tegoroczna szansa jest ostatnią? I co będzie jeśli jej nie wykorzystam? Zdanie sobie z tego sprawy może być kluczem do naszej przemiany. Każdy człowiek jest na swój sposób egoistą. Jeśli tak, to tym łatwiej powinniśmy podjąć tytułową decyzję.
Prawdziwie zmartwychwstańmy!
Inne tematy w dziale Rozmaitości