HareM HareM
397
BLOG

Po herbacie...

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 5

W zasadzie to miałem pisać mały pean na cześć Manchesteru, który we wtorek nie tylko zmiażdżył Schalke, ale pokazał, że jeśli trafi w finale na Barcę, to niekoniecznie musi stosować taktykę Mourinho. Chłopcy gumożuja rzeczywiście zaimponowali. Pełną gębą. I, przed finałem, szans bym ich już na starcie nie pozbawiał. Ale, wobec zaistniałej sytuacji, pozwolę sobie na parę dygresji dotyczących wczorajszego widowiska. Bez względu na to, czy pojęcie “widowisko” jest tutaj adekwatne.

Jose Mourinho, bez względu czy komuś się to podoba czy nie, zdominował europejski futbol do głębi. Sposób gry, jaki zaszczepił prowadzonym przez siebie zespołom, święcił triumfy. Do wczoraj. Oczywiście. Z taką drużyną jak Barca nie w każdym meczu da się wygrać czy zremisować. Ale nawet wczoraj, gdyby nie pochopna decyzja sędziego w sprawie Pepe, nie wiadomo co by się działo. A był to trzeci, przypomnę, mecz tych drużyn w ciągu dziesięciu dni. I, do krytycznego momentu, na wirtualnym koncie Realu było zwycięstwo i dwa remisy!

Stało się, jak się stało. Polityka i siła Mourinho zdecydowanie odsuwa piłkę od jej korzeni. I w tym sensie wygrana Barcelony jest dla futbolu wielkim zwycięstwem. Tyle, że zaprawionym czarą goryczy. Pepe to wyjątkowy brutal i cham. Patrząc po ludzku: pojeb. Ale na czerwoną kartkę za swoje zagranie w tym wypadku nie zasłużył. Był, od kilku już spotkań, podstawowym, newralgicznym wręcz, ogniwem wielkiego planu Mourinho. Planu, do tego momentu, wyjątkowo skutecznego. Usunięcie go z boiska musiało się skończyć dla Królewskich tak, jak się skończyło. Gdyby wczoraj Niemiec wyrzucił z boiska Ronaldo to, być może, nic by się złego Realowi nie stało. Ale jak się z budynku usunie ścianę nośną to potem trudno się dziwić, że wszystko się wali. Bo Pepe, oprócz tego, ze jest boiskowy cham i prostak, to jeszcze doskonale gra w piłkę i jest obecnie w fantastycznej, zyciowej, formie.

Nawet na takim szczeblu rozgrywek gdzie, wydawałoby się, w obliczu dziesiątek kamer i miliardów oczu, nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd sędziowski, arbitrzy co rusz wypaczają wyniki spotkań. Nie zawsze są to przypadki tak kliniczne jak gol Francji z Irlandią czy nieuznanie bramki Anglików w meczu z Niemcami. Ale jeśli usuwa się, niesłusznie, z boiska zawodnika, dzięki któremu największa gwiazda rywala jest zupełnie bezproduktywna, a potem ta gwiazda strzela dwie, fantastyczne skądinąd, decydujące o awansie do finału rozgrywek bramki, to zasadnym jest chyba twierdzenie Mourinho, że sędzia wypaczył wynik rywalizacji. Czy nie?

Sam w sobie awans Barcy oczywiście cieszy. Przynajmniej mnie. Bronić to, moim zdaniem, można wiary albo Częstochowy, a nie okopywać się na swoim polu karnym i, zamiast grać w zwykłą gałę, ćwiczyć warianty obronne przed  zmasowanym atakiem atomowym. W sporcie trzeba stawiać, umiarkowanie, na defensywę, być może, w koszykówce. Może w piłce ręcznej. Ale w piłce robić z defensywy religię to, na każdą metę, jest zabójstwo. Dla piłki i dla widzów, bo dla stosującego taką taktykę – niekoniecznie. Czego najwyraźniejszym przykładem kluby trenowane przez Portugalczyka. Tylko jedno ale. Ja bym chciał, żeby Barca ten awans wywalczyła bez pomocy sędziego. Żeby te siedemdziesiąt kilka procent posiadania zamieniło się na jedną strzeloną od rywala bramkę więcej. Bez uciekania się do pomocy sędziów.

Można oczywiście twierdzić, że bilans wyszedł na zero, bo mecz wcześniej sędzia wypaczył wynik w drugą stronę. I, jak się dobrze przyjrzeć, to może i racja. Jednakowoż. Czy wszyscy nie mielibyśmy mniejszego kaca gdyby tydzień temu sędzia użył, kiedy trzeba, czerwonego kartonika, a wczoraj Pepe po swojej interwencji mógł dalej uczestniczyć w rywalizacji?

Obawiam się jednego. Że w finale arbiter, ktokolwiek nim nie będzie, z góry, przed meczem, będzie wiedział jaki ma być wynik. Bez względu na to, na kogo Siły Wyższe Futbolu postawią. I tak będzie gwizdał. A jak nie, to będzie to jego ostatni ważny mecz w karierze.

Gdyby, jakimś cudem, okazało się, że Siły Wyższe pozwolą jednak na rozegranie normalnego finału, to życzyłbym sobie, żeby Manchester poszedł drogą Arsenalu, a nie Realu. Przegrać i tak przegrają (choć, jak piszę wyżej, jestem pod wrażeniem gry Anglików z Schalke), ale przynajmniej pozostawią po sobie dobre wrażenie i wspomnienia. Bo Real, mimo że nie był daleki od wyeliminowania Barcy, nie zostawił. Grając bowiem takim stylem pozostawia się dobre wspomnienia tylko wtedy, kiedy się zwycięża. Ten swiat jest tak skonstruowany, że tylko zwycięzców się nie sądzi. Mourinho doskonale sobie z tego zdaje sprawę. Jest mu pewnie o tyle ciężko, że dotąd prawie nie przegrywał. Teraz jego przegrana jest ewidentna. I, jak dla mnie, całkowita. Puchar Króla może uratuje mu głowę, ale fakty są bezsporne. Real nie zdobędzie ani mistrzostwa Hiszpanii, ani nie zagra w finale Ligi Mistrzów. A Barca zdobędzie i zagra. Dlatego jest od Realu lepsza. Również na papierze. Pep wyrównał stan meczu.

Guardiola – Mourinho 1:1. Po tym sezonie.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości