Raul Gonzales rozegrał wczoraj, najprawdopodobniej, ostatnie w swojej karierze spotkanie w ramach rozgrywek Ligi Mistrzów. W przyszłym roku jego klub na pewno w Lidze nie zagra. A wszystkie gwiazdy na niebie wskazują, że w sezonie 2012/13 34-letni dziś Hiszpan najprawdopodobniej grał już w piłkę nie będzie.
Człowiek się starzeje i coraz częściej się z lekka wzrusza. Ale w tym wypadku chyba można być usprawiedliwionym. Odeszła prawdziwa legenda. Ktoś, kogo na bohatera sztucznie nie wykreowały media, tylko facet, który był autentycznym i największym budowniczym wielkości i chwały tych rozgrywek. Jeśli, a propos, w ogóle o czymś takim jak wielkość Ligi można pisać. Ale niech będzie.
71 bramek w 146-ciu meczach. Prawie w co drugim spotkaniu gol. Pewnie ktoś go kiedyś w tej klasyfikacji prześcignie. Tak jak zrobił to w tym roku Villa jak chodzi o bramki dla Hiszpanii. Ale dla kibiców mojej wrażliwości Raul zawsze pozostanie wielki. Wielki klasą, wielki przywiązaniem do barw klubowych, wielki zawodową uczciwością i obowiązkowością, wreszcie wielki postawą życiową.
Ligę Mistrzów opuścił jej wieloletni szlakowy. Karawana, jakby nigdy nic, jedzie dalej. Wyścig o miejsce po Raulu już się rozpoczął. I to wcale nie wczoraj. Panta rhei.
Inne tematy w dziale Rozmaitości