Tym, którzy tego nie pamiętają - pod rozwagę. Tym, którzy pamiętają słabo – gwoli przypomnienia.
Po jednej stronie wielki, stuprocentowy faworyt – Juventus. Po drugiej skazany na pożarcie HSV Hamburg. W drużynie włoskiej w składzie 7-miu mistrzów świata. I to nie z głębokich rezerw tych mistrzów tylko z pierwszego składu. Zoff, Gentil, Scirea, Cabrini w obronie, Tardelli w pomocy, Bettega i Rossi w ataku. Do tego dwaj najbardziej kreatywni wtedy, chyba nie tylko moim zdaniem, piłkarze w Europie – Platini i Boniek (albo odwrotnie). 10-ty zawodnik włoskiego finalisty tylko dlatego nie został mistrzem świata, bo nie mógł. Mimo, że grał z kolegami z Juve w reprezentacji Włoch U-21. Był obywatelem San Marino, co wykluczało go z gry w dorosłej reprezentacji Italii. U Niemców za to tylko trzy prawdziwe piłkarskie gwiazdy: Hrubesch, Kaltz i Magath. Jeżeli tego trzeciego można w ogóle tak określić.
I co? I Hamburg wygrał. Zwyciężył i wcale nie był zespołem słabszym. Strzelił na początku gola, a potem nie pozwolił Włochom rozwinąć skrzydeł. Zupełnie. To nie było tak, ze Niemcy bronili bramki jak Częstochowy (Reichstagu chyba miało być). Nie. Juventus zagrał lipę i dlatego wygrał zespół, wg mnie, w tym dniu lepszy. Choć, w porównaniu z Juve, był drużyną, nie bójmy się tego słowa, siermiężną. I na 10 meczów z turyńczykami przegrałby przynajmniej osiem. Ale ten mecz akurat wygrał.
Na szczęście, z punktu widzenia kibica takiego jak ja, analogia między tamtym, a dzisiejszym finałem nie jest pełna. Barcelona, co prawda, ma w składzie jeszcze więcej mistrzów świata, których uzupełniają najbardziej kreatywny piłkarz globu i etatowy reprezentant Brazylii, ale różnica tkwi w przeciwniku. Manchester to zespół znacznie, jak się wydaje, lepszy niż HSV Hamburg AD1983. Tam nie gra trzech, ale co najmniej 7-8 klasowych graczy. To powoduje, że Barcelona podchodzi do pojedynku z dużym skupieniem i pokorą. Nie ma mowy o lekceważeniu przeciwnika. A wtedy Juventus już przed meczem był głęboko przekonany, że wygrał Puchar. Nie pamiętam szczegółów wywiadów sprzed spotkania, ale zapamiętałem jedno. Niesłychaną pewność siebie, wręcz butę graczy z Turynu. Bez wyjątku niemal.
Jest jeszcze jeden szczegół. Z tych bardziej irracjonalnych i zabobonnych, ale jednak. Gumożuj dużo bardziej kojarzy się z Trappatonim niż z Happelem. I dlatego uważam, że po dzisiejszym meczu będzie miał taką minę jak Włoch po finale 28 lat temu. Czego mu, między nami, serdecznie życzę. Choć pamiętam finał, w którym do samego końca trzymałem za niego kciuki. Do czerwoności. I się spełniło. Właśnie w ostatniej sekundzie. Teraz niech będzie odwrotnie.
Nie wiem czy już tu kiedyś deklarowałem swoje sympatie. Nie? No to się zwierzę. Kibicuję Barcy.
PS
Wczoraj pojawiła się notka właściciela portalu, że za chwilę zlikwiduje na salonie kategorię boisko i tworzy poza salonem jakieś tam sportifo 24. No i dobrze. Niech se tworzy. Ja o sporcie piszę tutaj, lepiej lub gorzej, ze cztery lata. I nigdzie się przenosił nie będę. Mam zamiar, i to polecałbym pozostałym „sportowcom”, przenieść się na inną, konkretną, kategorię i dalej publikować na salonie. Kategoria do ustalenia. Jakby kto mnie pytał o opinię to może najlepszy byłby salonik kameralny. W końcu też niszowy. Jak nas kameralni przyjmą, rzecz jasna. I jeszcze jedna rzecz. Z góry nie wyrażam zgody na to, żeby ktoś moje ewentualne teksty przenosił z saloniku czy boiska na sportif. Tylko dlatego, ze mu się będzie wydawać, że ma rację. I władzę.
Jak ktoś ma jakieś uwagi w tej mierze to proszę o wyrażenie opinii. Sorry za te trochę przydługie postscriptum.
Inne tematy w dziale Rozmaitości