HareM HareM
112
BLOG

Cztery ćwierćfinały – cztery niespodzianki

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Nie jestem specjalistą od piłki latynoskiej (podobno Wołek jest, więc tym bardziej się cieszę), zatem mogło coś ujść mojej uwadze. Jednakże nie pamiętam, by w półfinale Copa America (jeśli którykolwiek z tych zespołów startował w rozgrywkach) nie było ani Brazylii, ani Argentyny. Przepraszam. Raz tak było – 10 lat temu. Ale to był wyjątek potwierdzający te regułę. I to nie całkiem do końca, bo tylko Brazylijczycy dali ciała. Argentyńczycy zbojkotowali wtedy rozgrywki. Natomiast takich jaj, żeby w czterech meczach ćwierćfinałowych wszyscy faworyci ponieśli porażkę to już na pewno w historii CA nie było.

Ponieważ ostatnio rzadko coś robię, a już zabawa w nocnego, nomen omen, Marka zupełnie mnie przestała pasjonować, moje pojęcie o tegorocznym turnieju siłą rzeczy opiera się na “donosach” prasowych. Akurat jednak wczoraj zjechałem do domu w takim momencie, żeby oglądnąć dogrywkę spotkania Brazylia-Paragwaj. Cóż. Jeśli tak wyglądało całe spotkanie... Stwierdzam, że koniecznie muszę obejrzeć jakiś półfinał lub finał, i to na wysokim poziomie, bo jak nie to będę miał południowoamerykańskiego piłkarskiego kaca co najmniej do następnej Copy.

Wczoraj po południu, w przerwach między jednym a drugim odzieraniem z wiśni sadu zaprzyjaźnionego członka rodziny (co nie jest, szczególnie w dzisiejszych czasach, wcale takie oczywiste) oglądałem sobie jeden z nudniejszych etapów Tour de France. I ten wyścig był niewątpliwie i tak znacznie ciekawszy od wspomnianej wyżej dogrywki.

Jechać ponad 200 km tylko po to, żeby zobaczyć kiczowatą dogrywkę i niewykorzystane pod rząd cztery (słownie: cztery!) karne egzekwowane przez reprezentantów najlepszego na świecie (przynajmniej nominalnie) kraju to nie jest na moje stare nerwy. Dlatego mam nadzieję, że ostatnie trzy spotkania turnieju, które z racji ich rangi zamierzam jednak, pisząc prawdę, obejrzeć w całości (choć niekoniecznie na żywo), dostarczą emocji na miarę tych wydarzeń. Obecność Wenezueli czy Peru nie musi tego gwarantować, fakt. Ja jednak wierzę w rzetelność i klasę Urusów i Paragwajczyków. Przecież chyba nie dopuszczą do tego, żebym się w nocy budził spocony śniąc koszmary w oparciu o wczorajszy ćwierćfinał.

A tak nawiasem pisząc. To jest, mimo wszystko, piękne że taki Messi albo inny Robinho jedzie do domu, a jakiś rezerwowy z Wenezueli dalej siedzi na tej ławie i bierze udział w zawodach. I love it. Urok sportu.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości