W dniu wczorajszym polski sport poniósł bolesną stratę. Po długiej chorobie we Wrocławiu zmarł najlepszy w historii polskiego kolarstwa torowego zawodnik – Janusz Kierzkowski.
W dobie, kiedy polskiemu kibicowi trudno sobie wyobrazić nie tylko to, że Polak może wygrać etap w jakimś pierwszoplanowym wyścigu szosowym, ale nawet i w Wyścigu Dookoła Polski, że o jakimkolwiek poważnym sukcesie w kolarstwie torowym nie wspomnę, można żyć tylko wspomnieniami. Jednym z tych, dzięki którym te wspomnienia są tak dalece przyjemne był Janusz Kierzkowski. Kolarz torowy, którego największym pechem było to, że urodził się i rywalizował w tym samym czasie co największa w historii sława polskiego kolarstwa – Ryszard Szurkowski. Polski Eddy Mercx. I, w zasadzie, tylko Szurkowskiemu zawdzięczamy to, że polskim bohaterem narodowym tego sportu nie został Kierzkowski.
Oczywiście Kierzkowski miał nieduże szanse by dorównać popularnością Szurkowskiemu. W zasadzie nie miał ich w ogóle. Kolarstwo torowe nie miało swojego odpowiednika, mającego w PRL-owskiej Polsce niemal status TdF, Wyścigu Pokoju. Najsłynniejszej w świecie „amatorskiej” wieloetapówki, którą Szurkowski wygrał aż cztery razy (poza tym raz był drugi). A nawet gdyby miało, to trudno by mu było generować w trwającej nieco ponad minutę jego koronnej konkurencji 1 km ze startu zatrzymanego emocje równe tym, jakie towarzyszyły startom szosowców w kilkunastodniowych tourach.
Za to, jeśli porównamy dokonania na najważniejszych imprezach typu MŚ czy IO, to wtedy Janusz Kierzkowski pozostawia w pokonanym polu nawet Szurkowskiego. Tyle, ze o słynnym szosowym wyścigu MŚ pod Barceloną pamięta do dzisiaj cała sportowa Polska, a o równie cennym, także jakościowo, sukcesie na tychże mistrzostwach, naszego torowca pamiętają jedynie statystycy i jego biografowie.
Prawda jest taka, że udziałem Janusza Kierzkowskiego były:
a. złoto MŚ’73 w Barcelonie
b. srebro MŚ’69 w Brnie
c. brąz IO’68 w Meksyku
d. brąz MŚ’74 w Montrealu i MŚ’75 w Liege
e. czwarte miejsce na IO’76 w Montrealu
f. piąte miejsce na IO’72 w Monachium
Żaden polski kolarz, włącznie z Ryszardem Szurkowskim, nie ma w swoim dorobku takiej kolekcji osiągnięc indywidualnych. I żaden już chyba, przynajmniej jak się patrzy na nasze kolarstwo z dzisiejszej perspektywy, miał jej nie będzie.
„Kicha” jak nazywali Kierzkowskiego koledzy, jeszcze przez długie lata będzie tutaj najpewniej nieosiągalnym wzorem.
Cześć jego pamięci!
Inne tematy w dziale Rozmaitości