Polska oczywiście na wygraną nie zasłużyła. Zasłużyli na nią zasadniczo Niemcy. Choć może nie do końca, bo jak ktoś nie strzela czterech czy pięciu setek to nie wiem czy należy mu się zwycięstwo. Ale to Polska na sekundę przed końcem meczu prowadziła 2:1. I to Polska to spotkanie powinna wygrać.
Niestety. W polskiej drużynie grał Wawrzyniak. Gracz, którego od kilku czy kilkunastu tygodni promują z lubością różne pseudoautorytety dziennikarstwa sportowego tak jak różne pseudoautorytety dziennikarstwa politycznego promują podobne jemu i sobie miernoty w obszarze polityki. Wawrzyniak podarował Niemcom dwie bramki. To przez jego nieudaną interwencję i brak powrotu Głowacki zmuszony był do zagrania, po którym sędzia, słusznie czy niesłusznie, podyktował karnego dla rywali. Nie wspominam już o stawiających włosy dęba interwencjach legionisty w pierwszej połowie, kiedy to tylko Damianowi Perquisowi i totalnemu zezowi napastników Niemiec zawdzięczamy to, że po radosnej twórczości legionisty w tyle wychodziliśmy na zero.
Znam tylko jednego polskiego zawodnika, który był w obronie równie toporny jak Wawrzyniak i zawsze (swego czasu) miał miejsce w reprezentacji. Teraz zresztą do niej (mam nadzieję, że na krótko) wrócił. To Wasilewski. Ale nawet Wasilewski nie zawalił nam aż w taki sposób ważnego meczu. A co dopiero meczu najbardziej prestiżowego z wszystkich towarzyskich spotkań rozegranych przez reprezentację od 1957 roku.
Takie szanse jak dzisiejsza trzeba wykorzystywać. Obligatoryjnie. Żeby tak było, w reprezentacji tego kraju nie może być miejsca dla takich zawodników jak Wawrzyniak. Mam nadzieję, że Smuda to jednak w końcu pojmie. Jak nie, to wylecimy z EURO po trzecim meczu. Na bank.
Inne tematy w dziale Rozmaitości