A wydawało się, i to zaledwie na jakieś pół godziny przed końcem spotkania, że dzisiejszy występ biało-czerwonych zakończy się wielką plajtą. Po dość szczęśliwym wygraniu pierwszego seta i porażce w drugim na własne życzenie, w trzecim starciu Polacy przegrywali już 12:18 i na boisku ich, po prostu, nie było. Czesi nie dość, że byli lepsi to jeszcze mieli kupę szczęścia. I nagle, ni stąd ni zowąd, nasi zaczęli grać tak jak przystało na drużynę, która w końcu od lat należy do światowej czołówki. Wygraliśmy niezwykle dramatycznego trzeciego seta co dobiło gospodarzy turnieju. W ostatnim starciu Czesi nie istnieli i Polacy są w ćwierćfinale. Jeżeli jutro wygramy ze Słowacją to, nie spotykając na swej drodze żadnego potentata znajdziemy się w strefie medalowej.
Wychodzi więc na to, że trener naszych siatkarzy przegrywając celowo ze Słowacją w grupie przyjął strategię nie wiem czy jedynie słuszną, ale niewątpliwie skuteczną. Co prawda na razie dotarliśmy tylko tam, gdzie po zwycięstwie ze Słowacją też byśmy się znaleźli ale, po pierwsze jest różnica między pokonaniem Estonii a Czech i, po drugie, zdecydowanie łatwiej będzie nam, wiem że nie jestem specjalnie odkrywczy, ograć Słowaków niż Rosjan.
Zwycięzców się nie sądzi. A Anastasi wygrał. Wyszło na jego. W zeszłym roku podopieczni Castellaniego padli ofiarą regulaminu robionego na MŚ pod Włochów. W tym sezonie Polacy są jednymi z beneficjentów regulaminu wymyślonego przez kanciarzy ze Światowej Federacji Siatkarskiej, choć na pewno nie z myślą o nich go dalej się stosuje. Ten dar losu trzeba wykorzystać. Mieliśmy szczęście dwa lata temu, możemy mieć i teraz. Trzeba zrobic wszystko, aby zagrać w finale. Z Ruskimi jest zawsze to samo. Jak czują oddech na plecach to srają w majty. Więc wszystko zależy od tego czy będziemy potrafili nawiązać walkę. Ale żeby to się stało trzeba się do tego finału dostać. No to wio!
Inne tematy w dziale Rozmaitości