Jest tajemnicą poliszynela, że od paru dobrych lat w skokach narciarskich rządzą Austriacy. Nawet jeśli na chwilę, w czasowych okolicach igrzysk w Vancouver, brali lekcje od Ammanna i Małysza to generalnie, mniej więcej od sezonu 2007/08, leją wszystkich jak leci. Bez względu na wiek, płeć, narodowość i wyznanie.
Tym bardziej miło mi donieść, że w dniu dzisiejszym cała, bez wyjątku, nacja skokowych ibermenszów została bezprzykładnie upokorzona. Autorem tego wyczynu był Kamil Stoch. Każdego, kto zgłosi zastrzeżenia w postaci uwagi, że w konkursie nie startował uważany w chwili obecnej za światową jedynkę Thomas Morgenstern informuję, że Austriak nie startował tylko z jednego powodu. Jak wykazały inne zawody dwa dni wcześniej, jest daleko nie tylko od optymalnej, ale i od dobrej formy.
Natomiast pozostałe austriackie tuzy stawiły się na finale Letniej Grand Prix niemalże w komplecie. I wszystkie, jak jeden, włącznie z najwybitniejszym skoczkiem w historii w kategorii U-21, Schlierenzauerem, zostały upokorzone. Wręcz, jakby to powiedzieli zawodowi komentatorzy skoków, wbite w zeskok skoczni w Klingenthal. Dość powiedzieć, że najlepszy z nich, znajdujący się zresztą w świetnej formie Gregor Schlierenzauer, stracił łącznie do Polaka (skacząc w bardzo zbliżonych warunkach wietrznych, które ostatnio próbuje się w, bardzo ułomny sposób, neutralizować punktowo) prawie 15m. To jest, proszę Szanownego Państwa, przepaść. Różnica, co najmniej, klasy.
Ja, żeby nie było, oczywiście i zawsze, patrzę na skoki na nartach w lecie z dużym dystansem. I mi generalnie dynda, kto co wygra w lecie. Ale, jak się okazuje od dobrych 10-ciu lat, skoczkom i trenerom nie dynda. A już na finale LGP to na pewno. Wszyscy, jak już startują, traktują te zawody bardzo prestiżowo. Wszyscy najlepsi szczególnie (stąd nieobecność Morgensterna, który zwyczajnie nie chciał sobie psuć statystyk). Dlatego tego rodzaju zwycięstwo, a zwłaszcza jego styl, ma szczególną wartość. Mimo, ze zostało osiągnięte w lecie.
Austriacy ostatniej zimy wygrali praktycznie wszystko. Nawet nie sympatyzując z nimi specjalnie, można się było (w trosce o nich, rzecz jasna) zacząć obawiać, ze może im się od tego w głowie z lekka poprzewracać. Kamil Stoch postawił ich dzisiaj do pionu. Mają o czym myśleć do samej zimy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości