Powoli, w trudzie, ale pełną gębą nastaje listopad. A jak listopad to za chwilę zima. A jak zima to sezon narciarski. I tak, od nitki do kłębka, doszliśmy do sedna.
Nie wiem, co prawda, czy w dobie sprowadzania przez postkomunistyczne warcholstwo niemieckich bandziorów po to by w dzień naszego narodowego święta robili antypolskie zadymy, warto jeszcze w ogóle pisać o rzeczach tak, było nie było, drugorzędnych jak sport wyczynowy, ale ja praktycznie tak i tak, od 2007 roku, na emigracji wewnętrznej i prawie wyłącznie o sprawach drugorzędnych, więc się skuszę.
Wracając w takim razie do tego narciarstwa. No więc, tak trochę niepostrzeżenie, za niecałe dwa tygodnie rozpoczyna się sezon. W zasadzie to już się zaczął, bo słyszałem, że Kowalczyk przedwczoraj i wczoraj jakieś zawody, na razie o pietruszkę, wygrała.
Skoro już jesteśmy przy Kowalczyk. Myślę, ze będzie jej w tym roku jeszcze ciężej niż w zeszłym. Norweżki dysponują bowiem, jak się wydaje, nowym specyfikiem do robienia w bambuko wszelkich komisji dopingowych. Wskazywałby na to tupet, z jakim kontrolowane przez Norwegię władze sekcji biegowej FIS ogłosiły, że dotychczas zabroniony (dla niektórych, bo dla głównych rywalek Polki, Bjoergen i Johaug, oczywiście nie) środek przestał być od obecnego sezonu substancją „be”. Ot, tak sobie, przestał. Na miejscu naszej zawodniczki odpuścił bym ten sezon z lekka, bo ani w nim igrzysk, ani mistrzostw świata, a odpocząć od ekstremalnego wysiłku kiedyś trzeba. Zobaczymy co na takie dictum powie trener Wierietielny. Mam nadzieję, że bierze taką opcję poważnie pod uwagę. W następnym sezonie przecież są mistrzostwa świata we Włoszech, a za dwa lata Soczi. Jak sobie pofolgować to tylko teraz.
Wraca podobno do poważnego traktowania sportowych obowiązków Tomasz Sikora. Oby. Miejmy nadzieję, że przebieg tegorocznej rywalizacji będzie dla niego diametralnie różny od tego co się działo w roku ubiegłym. I dziwacznych absencji podczas najważniejszych zawodów w sezonie tez, w wydaniu naszego biathlonisty, unikniemy.
Największe zmiany w skokach. Personalne, choć i inne pono nas czekają. Po poprzednim sezonie odeszła liczna grupa bardzo znaczących postaci tego sportu. Dwóch największych skoczków ostatnich dwudziestu lat, o ile nie w całej historii tej dyscypliny – Małysz i Ahonen. Ale nie tylko oni. Primoz Peterka, Szwajcar Kuettel, Niemiec Uhrmann, Harri Olli. Każdy z nich, w swoim czasie, należał do awangardy białego cyrku. W dramatycznych okolicznościach odszedł na zawsze, zaledwie 21-letni, Paweł Karelin. Wielka strata dla rosyjskich, ale i, w moim przekonaniu, światowych skoków. Ubyło tych najlepszych, ubyło.
Z drugiej strony większość tych, którzy w zeszłym sezonie zakończyli kariery praktycznie odcinała już tylko kupony. Jedynie Małysza i Karelina stać było na występy na najwyższym poziomie i lokaty w ścisłej szpicy. Pozostali, może poza Uhrmannem, mieli w poprzednim sezonie kłopot nie tylko zdobywać pucharowe punkty, ale w ogóle wejść do konkursu. Stąd tez może ich decyzje o zakończeniu kariery.
Tak czy inaczej, pół tuzina bardzo znanych nazwisk odeszło. Przyjdą inni i będą chcieli ich zastąpić. Również w zakresie sukcesów. Wśród nich jest z pewnością Kamil Stoch. W skokach, tak jak w biegach, ten rok jest takim, nazwijmy go, „odpoczynkowym”. Przy czym nie do końca, bo są mistrzostwa w lotach. No i konkursowe zwycięstwa są w każdym sezonie zawsze bardzo prestiżowe. Stoch ma ich na razie na koncie zaledwie trzy, co daje mu w peletonie wszechczasów na razie dość odległą, pięćdziesiątą ósmą, pozycję. Licze, że znacznie to miejsce poprawi. Ma spory, porównywalny moim zdaniem z najlepszymi, potencjał i jest w stanie dużo ugrać oraz na stałe zadomowić się w czołówce. Szanse są duże. Zobaczymy. Są również szanse na to, by (paradoksalnie po zakończeniu kariery przez naszego najwybitniejszego skoczka) pokazali się również pozostali nasi skoczkowie, a co za tym idzie, utrwaliła się nam w pamięci polska drużyna. A utrwala się najlepiej przez sukcesy. Jak będzie, przekonamy się wkrótce. Pierwsze zawody w fińskim Kuusamo już 26 listopada.
Między nami pisząc to całe szczęście, że przychodzi ta zima. Da wytchnienie utrudzonemu oglądaniem kopaczy nożnych ciału. Zawszeć to inne partie mięśni przy oglądaniu zimowych dyscyplin pracująJ.
PS
Jak kogoś dyscypliny zimowe interesują nieco bardziej to przypominam o swoim blogu, który jest w polecanych, i w którym dużo na ten temat. Choć o kopanej i innych letnich sportach też się tam można czegoś doszukać.
Inne tematy w dziale Rozmaitości