HareM HareM
179
BLOG

Kiepski pomysł Innauera

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Najgorzej jak ktoś próbuje wrzucić wszystko do wspólnego kotła. Daleko szukać nie trzeba. Wystarczy popatrzeć jakie są efekty prób zrobienia z Unii Europejskiej kołchozu.
Nie inaczej jest w sporcie. Każda dyscyplina ma swoją specyfikę. Nie można jednakowych zasad stosować do rugby i do, nie przymierzając, curlingu. Wydaje się tego zupełnie nie rozumieć ikona skoków narciarskich, słynny Toni Innauer. Gwiazda drugiej połowy lat 70-tych, szukając sposobów uatrakcyjnienia dyscypliny z która jest od dziesiątek lat związany, proponuje, żeby w skokach zaczęły obowiązywać zasady rządzące w tej chwili tenisem i golfem.
Tymczasem jedyne co w tej chwili może łączyć skoki z tymi dwoma dyscyplinami to to, że kiedyś wszystkie trzy wymienione sporty zdarzało się określać białymi. Skoki z racji śniegu, a tenis i golf z racji strojów, w których występowali gracze.
Nie śledzę turniejów golfowych, bo mnie ten sport ani bawi, ani frapuje. Ale, o ile wiem, system rozgrywek jest tam identyczny, a przynajmniej bardzo podobny, do tego w tenisie. A ten system akurat jako tako znam. On jest świetny. Ale dla tenisistów. Zastosowanie go w skokach narciarskich będzie zabiegiem, uważam, wyjątkowo chybionym.
Przypomnijmy może zasady obowiązujące w tenisie i skokach. Najpierw skoki. Dwadzieścia kilka konkursów PŚ, każdy identycznie punktowany. O tytule najlepszego skoczka sezonu decyduje suma punktów uzbieranych we wszystkich konkursach. Nie ma dwóch konkursów rozgrywanych w jednym terminie. Każdy skoczek, pod warunkiem że załapie się do reprezentacji swojego kraju, ma możliwość występu we wszystkich zawodach w roku. Ilość reprezentantów danego kraju jest ograniczona. W tym roku maksymalna pula skoczków, jakich może wystawić dane państwo, wynosi siedem. Taki zabieg powoduje, że dyscyplina która jest z zasady sportem o zawężonym zasięgu, nie zawęża się jeszcze bardziej. Być może 15-ty Austriak skacze lepiej od drugiego Włocha czy pierwszego Słowaka, ale jeśli jednym z celów ma być, m.in., rozpropagowywanie czy nawet tylko utrzymanie popularności tego sportu w świecie, to jest to dobry kierunek. Nawet jak ten 15-ty Austriak nie będzie miał prawa startu w zawodach międzynarodowych. W końcu na igrzyskach olimpijskich w każdym sporcie są znacznie większe obostrzenia ilościowe.
W tenisie jest diametralnie inaczej. Tam też jest pula turniejów do rozegrania i suma zdobytych punktów decyduje o kolejności w rankingu. Tyle, że turnieje maja różną wagę, wiele z nich odbywa się równolegle i do rankingu wybiera się najlepsze wyniki z określonej liczby turniejów. Oczywiście w tenisie ten system się sprawdza i jest dużo lepszy od systemu stosowanego w skokach. Z jednego głównego powodu. W tenisa grają zawodowo tysiące ludzi. Gdyby chcieć stosować system narciarski to same eliminacje pochłonęłyby tyle czasu, że ilość rozgrywanych w roku turniejów musiałaby stopnieć chyba do kilkunastu. Bo turniej tenisowy nie trwa, tak jak konkurs skoków, dwie godziny. Trwa co najmniej tydzień. Duży turniej – dwa tygodnie.
Moim zdaniem Innauerowi wcale nie chodzi o to by uatrakcyjnić narciarskie rozgrywki. Jak nie wiadomo o co chodzi to wiadomo, że o kasę. System, który proponuje Austriak to, po pierwsze, znacznie więcej pieniędzy dla organizatorów, przede wszystkim Austriaków i Niemców, bo tam najwięcej skoczni, które w tej chwili, z racji ograniczonej ilości zawodów, nie mogą być gospodarzami zawodów światowej I ligi. Ponadto: im więcej zawodów rozgrywanych równolegle – tym większa możliwość wystawienia dowolnej ilości Austriaków. Wtedy bowiem, jak teraz w tenisie, nie musi być żadnych obostrzeń ilościowych dla poszczególnych krajów. A jak tak, to najbardziej korzysta na tym z pewnością Austria.
I rzecz najważniejsza, jak sądzę. Bo szczerze pisząc, dwa wymienione wyżej  powody niespecjalnie skłaniają mnie protestować przeciwko pomysłowi Innauera. Jego podejście oprócz tego, że wynika z osobistego czy też, szerzej mówiąc, austriackiego interesu jest jednak jednocześnie wolnorynkowe. I dlatego zasadniczo nie powinno nikomu, uważam, przeszkadzać. Ale jest coś istotniejszego. System proponowany przez Innauera ma jeden zasadniczy feler. Nie wyłania rzeczywiście najlepszego skoczka sezonu. To znaczy najlepszego może i wyłania. Ale, podobnie jak w tenisie, kolejność następnych jest wielce podejrzana. Dotąd wszystko było czytelne. Kto był w formie i wygrywał bądź zajmował wysokie pozycje ten był z przodu klasyfikacji. Teraz dużo większą rolę będzie odgrywało planowanie występów. Czasem może większą od prezentowanej formy. Będzie można zdobywać punkty bocznymi drzwiami, korzystając ze słabej obsady zawodów. Nie pisząc już o tym, że przed zawodnikami, którzy nigdy nie pomyśleliby o możliwości znalezienia się nawet w czołowej piątce pucharowego konkursu mogą otworzyć się możliwości wygrywania zawodów. Jeśli tak się stanie to raz, że znacznie obniży się prestiż zwycięzcy pojedynczego konkursu, a dwa że będzie to zupełnie nie fair wobec emerytowanych tytanów tego sportu, których (przy sprzyjających okolicznościach) będzie mógł w klasyfikacji wszechczasów wyprzedzić dobrze kalkulujący przeciętniak, skaczący bez konkurencji w zawodach o pietruszkę. Bo przecież pucharowa wygrana równa będzie pucharowej wygranej.
Tak a propos jeża. W zamierzchłych czasach ten system, na krótko, panował. Dochodziło do paradoksalnych sytuacji, gdzie równolegle z bardzo prestiżowym Turniejem 4 Skoczni rozgrywano np. Mistrzostwa Świata w Lotach. Trwało to trochę, ale się z tego w miarę szybko wycofano. Do tego chce wracać Innauer?
Tenis ma swoje zasady, a skoki swoje. I niech tak zostanie. Z korzyścią dla obu tych dyscyplin, jak tuszę.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości