Żeby nie trzymać nikogo w niepewności: bardzo dużo. Zmiana warty możnaby napisać gdyby nie fakt, że ta zmiana nastąpiła już wcześniej. Po ostatnim sezonie odeszły dwa największe oraz parę nieco mniejszych nazwisk tej dyscypliny sportu. Ale te wszystkie nazwiska, za wyjątkiem naszego Małysza, były w ostatnich latach już tylko cieniem siebie samych sprzed kilku sezonów wcześniej. Więc, de facto, w ścisłej czołówce aż tak sporych zmian nie będzie.
Popatrzmy na tych, którzy zostali na placu boju. Jest na kogo patrzeć. Dalej w grze pozostali wszyscy dominatorzy trzech ostatnich sezonów. Absolutny lider sezonu 2008/09, cudowne dziecko światowych skoków, 21-letni Austriak Schlierenzauer. Dalej: kosmiczny w sezonie 2009/10, najczęstszy w historii skoków indywidualny mistrz olimpijski, Szwajcar Ammann. No i na koniec ale nie na końcu, zdecydowanie najlepszy w ostatnim sezonie, rodak Schlierenzauera, Morgenstern. Wymieniona trójka to główni faworyci. Szczególnie dwaj Austriacy. Co do Ammanna można mieć wątpliwości. W tym roku stuknął mu już czwarty krzyżyk. W poprzednim sezonie widać było, że do Ammanna AD’10 coraz mu trudniej równać. Podejrzewam, że w tym roku będzie miał jeszcze bardziej pod górkę. Co nie znaczy, że od czasu do czasu znów wszystkich nie zaskoczy i nie stanie na podium. Być może, znając jego wyjątkowe „szczęście” u sędziów, może nawet jakiś konkurs uda mu się wygrać. Nie życzę mu (bo go nie lubię), ale nie wykluczam. Natomiast obaj Austriacy najprawdopodobniej będą szaleć jak za swoich najlepszych czasów. To oznacza jedno. Do góry nogami mogą zostać przewrócone tabele wszechczasów:
A. konkursowych zwycięzców Pucharu Świata (może to mieć miejsce nawet w tym sezonie) oraz
B. skoczków najczęściej okupujących konkursowe podium (najdalej za trzy-cztery sezony).
Krótko: aktualnie czwartemu w historii w ilości wygranych Schlierenzauerowi do dogonienia liderującego Nykaenena brakuje 11 zwycięstw. Austriak jest potencjalnie zdolny by zostać liderem tej klasyfikacji już na wiosnę. Trzy sezony wstecz odniósł 13 zwycięstw. Z kolei w drugiej z tych klasyfikacji Morgenstern traci do prowadzącego Ahonena 45 oczek. Przez ostatnie cztery lata stał na podium 42 razy. Schlierenzauer, który ma od niego zaliczonych 7 podiów mniej, wszystkie swoje 56 podiów wywalczył w 5 sezonów. Zachowując dotychczasowe tempo wspinaczki na skokowy szczyt obaj wyprzedzą Fina najpóźniej za 5 lat. Trzy zasadnicze warunki. Ominą ich kontuzje, zachowają przez ten cały okres dotychczasową formę i nie znajdą w tym czasie jeszcze lepszych od siebie.
Przyznam szczerze, że mam wątpliwości czy uda im się obu te warunki spełnić przez tak długi okres czasu. W tym sezonie najgroźniejszych dla nich rywali szukałbym głównie wśród duetu: Freund - Stoch. Niespodzianki mogą sprawiać Hilde i Freitag. Wielką niewiadomą będzie Kofler. Jak odpali to może być w kilku zawodach nawet najlepszy, ale równie dobrze może być przez cały sezon niewyraźny jak mowa Łazuki w „Nie lubię poniedziałku”. Na mamutach na pewno bardzo groźni będą Koch i Evensen. Na Finów i Japończyków bym w tym roku specjalnie nie stawiał. Prędzej na jakiegoś fuksa z Norwegii albo Słowenii.
Jak widać z akapitu powyżej, dość słaba nadzieja, że rekordy Małysza w tym sezonie się jeszcze przed dwójką austriackich młodych lwów obronią, leży zasadniczo w Kamilu Stochu. No i mamy podwójną motywację, żeby mu kibicować. Więc kibicujmy! Jemu i pozostałym biało-czerwonym. W ich przypadku przynajmniej nam się nie pomyli. Mają Orła na piersiach, a nie w …
PS
Co do Stocha. Nie piszę o swoich rzeczywistych oczekiwaniach, bo nie chcę zapeszać. Wystarczy, że prezes Tajner co roku się wygłupia, kreśląc hurraoptymistyczne scenariusze dotyczące występów Polaków, które się później w żaden sposób nie sprawdzają. Więc ja z tym Stochem poczekam. Przynajmniej do wyników trzech inauguracyjnych konkursów:).
Inne tematy w dziale Rozmaitości