HareM HareM
192
BLOG

Nec Hercules contra plures

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Siatkarze odpoczywają, skoczkowie zamiast skakać czekają na jakikolwiek snieg, o mrozie nie wspominając, Sikora na razie bez formy, Legia skrewiła więc? Oczywiście. Wszyscy zgadli. Będzie o biegach narciarskich.
Od roku 2009 sytuacja w tej dyscyplinie stopniowo ewoluuje. Moim zdaniem niebezpiecznie. Nie będę się zajmował mężczyznami. Raz, bo tam nasza rola jest zbliżona do tej, jaką pełni Kenia, co powoduje, że jest mi dość obojętne jak to tam wygląda. Dwa, że sytuacja w biegach męskich jest jednak zdecydowanie normalniejsza i trudno, jak na razie, doszukać się tam, a w konsekwencji i pisać o patologii. U kobiet natomiast jest, moim zdaniem, totalnie absurdalnie i wszystko na łbie stoi. Ktoś może mi zarzucić, że jako niepoprawny kibic, czy wręcz, jak będą chcieli niektórzy, zaślepiony ksenofob i kibol tracącej z roku na rok coraz bardziej pierwszeństwo w tym sporcie Justyny Kowalczyk, nie mogąc w inny sposób usprawiedliwić jej porażek, idę w stronę teorii spiskowych, bo nie umiem w żaden inny sensowny sposób wytłumaczyć sobie jej coraz bardziej ewidentnych porażek. No więc, niech ten ktoś mi zarzuca. Nic nie poradzę. To nie są żadne teorie spiskowe. To co wyprawia w tym sporcie Norwegia woła, moim zdaniem, o pomstę do nieba i tylko olbrzymim wpływom w FIS środowiska działaczy norweskich należy zawdzięczać, że stosowane praktyki mają się dobrze albo i najlepiej. Przypomnijmy sobie jak było.
Sezon 2008/09 wywołał w ekipie norweskiej spore stresy. Na MŚ w Libercu, gdyby nie Steira, to można byłoby pomyśleć, że reprezentantki tego kraju nie startują. Dzisiejszy cyborg, Marit Steryd Bjoergen, zajmowała miejsca w pod koniec drugiej 10-tki. Sztafeta nie zdobyła medalu. To mniej więcej tak jakby w lekkoatletycznym biegu 4x400m bez żadnego krążka do domu wrócili Amerykanie. Klęska była nie do strawienia. Postanowiono, za wszelką cenę, to zmienić.
Rok później początek sezonu żadnych duzych zmian nie sugerował. Owszem, Norweżki były widoczne, ale wciąż prym wiodła nasza dwukrotna mistrzyni z Liberca. Zaraz za nią wymieniano Słowenkę Majdić i Szwedkę Kallę. Po Tour de Ski, gdzie np. Bjoergen w ogóle się nie pojawiła (z Norweżek przyzwoicie wypadła tylko piąta Steira), w kontekście zdecydowanych faworytek przed Vancouver pisało się tylko o Polce. I nagle, już w Kanadzie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i niczym guma z majtek, wyskoczyła Bjoergen. Okazało się, że Norweżka krótko wcześniej dostała pozwolenie na stosowanie niedozwolonych środków, które jakoby miały jej pomóc w walce z trapiącą ją pono od kilku lat ciężką chorobą – astmą. Co więcej. Wyszło na to, że astma to „zawodowa” choroba wszystkich bez mała norweskich biegaczek. Jeszcze lepiej. Okazała się to choroba pustosząca cały Półwysep Skandynawski, bo kilka Szwedek i Finek też na nią nagle zapadło. Oczywiście epicentrum choroby było w okolicach Oslo, stąd nie dziwi fakt, że większość korzystających z legalnego środka dopingującego stanowiły właśnie Norweżki. Choroba na szczęście nie rozprzestrzeniła się na kontynent, stąd zabroniony srodek był dalej niedostepnym dla Kowalczyk, Majdić, Włoszek, Rosjanek i innych zawodniczek.
Dziwnym trafem, jak pamiętamy, Bjoergen zdobyła, bez specjalnego wysiłku (tak to przynajmniej wyglądało w telewizorni), trzy złota i jeszcze inne pomniejsze trofea. Przegrała tylko jeden bieg. Wyścig na 30 km. Po biegu Polka leżała długo jak nieżywa. Norweżka się poklepała ją po plecach, zdjęła narty i poszła udzielać wywiadów.
W następnym sezonie chorowita zawodniczka Wikingów na żadne zwycięstwo już Polce nie pozwoliła. Kowalczyk przymierzała się do niej z lew, z prawa, ale faktycznie zagroziła Bjoergen poważnie tylko raz. W biegu na MŚ w Oslo na 10 km klasykiem. Wspięła się, tak jak w maratonie w Vancouver, na szczyty swoich możliwości. Ale, mając krótko przed metą kilkusekundową przewagę, straciła na ostatnich metrach sekund dziesięć.
Przerwę między poprzednim a obecnym sezonem Norweżki wykorzystały, jak to było widać w dwóch inauguracyjnych zawodach, bardzo efektywnie. Szczególnie, jak się wydaje, w zakresie nowych środków wspomagających. Krótko przed sezonem działacze norwescy, wespół z Bjoergen, ogłosili światu decyzję WADA. Środek, który dotąd mogli zażywać tylko „astmatycy” stał się, nie wiedzieć czemu, substancją ogólnodostępną.
Listopadowe rywalizacje w Sjusjoen i Kuusamo wykazują dobitnie skąd wzięła się taka decyzja. Po prostu. Norwegia dysponuje nowym, rewelacyjnym, niedostępnym dla innych lekarstwem. Przepraszam. Najprawdopodobniej, w ograniczonym rzecz jasna zakresie, dopuściły do stołu pańskiego Szwedki. Proszę państwa. Jest rzeczą fizycznie niemożliwą, żeby w obecnych czasach kraj liczący 4,5 mln mieszkańców mógł wydać na świat 12-cie z 15-tu najlepszych biegaczek świata. Jest rzeczą fizycznie niemożliwą, żeby zawodniczki, które jeszcze dwa, a nawet i rok temu przegrywały do najlepszych po kilka minut, dzisiaj, ni z gruszki ni z pietruszki, wszystkie naraz, dokładały pozostałym, w tym i najlepszym, niemal jak juniorom. Jest niemożliwe, żeby nagle cztery norweskie sztafety były w piątce czy szóstce najlepszych zespołów (pozostałe dwa to zresztą też cierpiące w większości na astmę Skandynawki).
Obecna sytuacja w narciarskich biegach pań do złudzenia przypomina mi sytuację sprzed około 40-30 lat w damskiej lekkiej atletyce. Tyle, ze tam roli obecnych królowych nart nie pełniły Norweżki. Tam zwycięstwa i splendory były zastrzeżone dla NRD. Tyle, że chyba Niemcy leczyli się bez wiedzy, a już na pewno bez udziału międzynarodowej federacji lekkoatletycznej.
Żeby nie przedłużać. Skandynawska koalicja chyba raz na zawsze pozbyła się wrzodu na dupie w postaci wiecznie niezadowolonej Polki, która zamiast przyjąć wszystko jak leci z dobrodziejstwem inwentarza i cieszyć się, że może w ogóle w tym gronie w miarę skutecznie i z sukcesami rywalizować, ciągle zgłaszała swoje ochy i achy. No i jest jak jest. I pewnie inaczej nie będzie. Może gdyby dalej startowała Majdić? Może, gdyby dopiero teraz pojawiła się Neumanova? Może gdyby Finki i Szwedki były, w masie, silniejsze? A tak? Schorowane Norweżki zawładną biegami na lata.
Amen.
 

PS

Żeby była jasność. Mnie nie chodzi o to, zeby pokazać Kowalczyk jako te jedną, jedyną uczciwą. Nie. Tu chodzi o to, że Norweżki ordynarnie, w biały dzień, się szprycują. I nikt w to nie ingeruje. Wręcz przeciwnie. Ci, którzy w narciarskim światku chcą z tym walczyć są uważani za psujących krew i dobra atmosferę.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości