Ponuro kończyła się, trzeba przyznać, ostatnia sobota. Przynajmniej z punktu widzenia polskiego kibica sportów zimowych. Justysia przybiegła na metę ledwo powłócząc nogami i przegrywając z kretesem nie tylko z Bjoergen, ale również z pięcioma innymi, znacznie pośledniejszymi, biegaczkami. Wydawało się, że zaraz po przebiegnięciu mety gotowa ducha wyzionąć. Nie lepiej było w Predazzo. Stoch po dwóch kolejnych podiach w Sapporo narobił wszystkim smacora, a jak przyszło co do czego to też był tylko siódmy. Jakby się w Justysię zapatrzył. W sumie to i tak wydawało się to całkiem niezłym finałem po tym jak w piątek podczas treningów skakał na poziomie trzeciej 10-tki.
No więc do zawodów niedzielnych przystepowalismy z duszą na ramieniu. Znaczy my, Jan Kazimierz i inni kibice, bo Justysia z Kamilem to, jak się potem okazało, na pewno nie.
Co by o tym biegu łączonym nie powiedzieć to trzeba przyznać, że to, że Polka odzyskała trykot liderki Pucharu Świata jest w znacznej części zasługą małej Norweżki. Myślę, że ciężko byłoby Kowalczyk zdecydować się na atak na tak wczesnym etapie biegu, gdyby nie zrobiła tego Johaug. Norweżki atakując zawsze mają w odwodzie opcję numer 2 lub 3. Jest ich więcej, więc mniej ryzykują. Ale, na szczęście, atak reprezentantki Norwegii był skuteczny i zabójczy dla Bjoergen. Przyznam, że po oglądnięciu sobotnich zawodów ciężko się było spodziewać, że dzień później sprawy rozwiną się w taki akurat sposób. Co by nie napisać jest dobrze. Justysia przewodzi, a przed nami parę biegów klasykiem. Myślę, że po Jakuszycach przewaga Polki będzie wyraźna. Na tyle, że dla wszystkich stanie się jasne to, czego w połowie sezonu nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić. Puchar Świata po raz czwarty z rzędu trafi do Kasiny Wielkiej!
W Predazzo było w niedzielę jeszcze piękniej niż w Rosji. Kamil Stoch zwyciężył w stylu Małysza z najlepszych lat. Dosypał wyraźnie Schlierenzauerowi. Temu samemu Schlierenzauerowi, który dzień wcześniej wydawał się powracać do swojej najwyższej formy. Formy bezprzykładnego dominatora z sezonu 2008/09. Polak wyleczył go w jednej chwili i zasiał w Austriaku ziarno niepewności. To mu dobrze zrobi. Kamilowi, bo młodemu Tyrolczykowi niekoniecznie, mam nadzieję.
Przed nami kolejne tygodnie pucharowej rywalizacji biegaczek i skoczków. Życzyłbym nam wszystkim, żeby takie niedziele spotykały nas co tydzień. I żeby nie poprzedzały ich takie soboty. Niech się, psie juchy, dostroją. Do niedziel, rzecz jasna. I niech też będą dla nas.
Inne tematy w dziale Rozmaitości