Po raz drugi w życiu Agnieszka Radwańska wygrała dzisiaj z Marią Szarapową, w środowisku tenisistek zwaną ponoć pieszczotliwie „wredną suką”, mecz tenisowy. Te dwa zwycięstwa, przy siedmiu porażkach z Rosjanką, nie wyglądają może specjalnie okazale. Ale jeśli się wygrywa z kimś takim jak Szarapowa jako 18-letnie dziecię w US Open, to chyba można się cieszyć. A jeśli wygrywając z Rosjanką, po pięciu latach przerwy, w finale „amerykańskiego Wimbledonu” odnosi się największy w swoim życiu zawodowy sukces to ta radość musi być jeszcze bardziej zrozumiała.
Polka przełamała dziś kolejną wielką barierę. A nawet kilka. Po pierwsze wygrała turniej z najwyższej półki. Turniej o rankingu dotąd dla niej, nawet licząc Pekin czy Tokio, nieosiągalnym. Po drugie wygrała finał z rywalką z „top 3”. Tego też jeszcze w wypadku Radwańskiej nie grali. No i na końcu, ale nie najmniej ważne. Krakowianka nie przegrała w tym finale żadnego swojego podania! A to jest, jak chodzi o Polkę, REKORD ŚWIATA.
Nie wiem jak będzie w Charleston w nadchodzącym tygodniu. Ale liczę, że w lipcu w Londynie gorąco będzie nie tylko z powodu upałów, ale również z powodu najlepszej polskiej tenisistki wszech czasów. Fibaka w to bez żadnych krępacji wliczając.
Inne tematy w dziale Rozmaitości