Nasza tenisowa perełka od poniedziałku zajmuje w światowym rankingu miejsce trzecie. Co, oczywiście, jest nie tylko jej rekordem życiowym, ale i nowym rekordem Polski. Zajmuje je od poniedziałku, ale nie chciałem się na ten temat wcześniej rozwodzić, bo nie było pewne czy już po tygodniu z tego podium nie spadnie. Dzisiaj już wiemy, że nie. Więc piszę.
Pytanie czy Polka może, w stosunkowo krótkim czasie, awansować jeszcze wyżej. Na zdrowy rozum zdecydowanie nie. W pięciu tegorocznych spotkaniach z Azarenką prawie za każdym razem krakowianka była demolowana. Nie oznacza to oczywiście, ze nie może Białorusinki, nawet dalej przegrywając w bezpośrednich starciach, wyprzedzić. Ale w tym wypadku spełnione musiałyby być inne warunki. Pierwszy taki oczywiście, żeby Polka kończyła poszczególne turnieje jak najpóźniej. I drugi. Żeby Azarenka kończyła je jak najwcześniej. O ile to pierwsze wydaje się dzisiaj zupełnie naturalnym to patrząc na wyniki, ale przede wszystkim grę Białorusinki, to drugie jawi się niemożliwym. Podobnie jest z Szarapową. Z tą różnicą, ze Rosjanka ma od światowej jedynki jednak sporo punktów mniej. Ale ją wyprzedzić będzie prawie tak samo trudno.
Tymczasem cieszmy się tym, co mamy i czekajmy co przyniesie tenisowy los. Kto z nas rok temu mógł pomyśleć, że będzie jak jest. A jednak jest. Więc? Więc trzeba być cierpliwym. Wszystko w swoim czasie. A jest przecież jeszcze czego chcieć. W końcu tenisowy świat nie kończy się na Pekinie czy Miami, prawda? Ale spoko. Nasza panna z Krakowa też o tym wie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości