Dzisiejszy półfinał Roland Garros między Szarapovą a Kvitovą miał istotne znaczenie nie tylko dla tych dwóch wyrzutni pocisków ale, wbrew pozorom, również dla naszej gwiazdy tenisa. Chodziło o utrzymanie trzeciej pozycji w światowym rankingu tenisistek po turnieju w Paryżu. Zwycięstwo Czeszki powodowałoby, że to ona stałaby się na powrót numerem trzecim na świecie. Wygrana Rosjanki zapobiegła takiemu obrotowi sprawy i Polka dalej może cieszyć się miejscem na podium. Nie jestem pewny na 100%, ale chyba ogłoszony w najbliższy poniedziałek ranking będzie obowiązującym przy ustalaniu drabinki w Wimbledonie. Jeśli tak to mamy w tym momencie pewność, że to Radwańska będzie w Londynie rozstawiona z trójką.
I teraz nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Bo jak ją rozstawiali z czwórką to dużo lepiej jej szło. A od czasu kiedy jest numerem trzecim to wtopa w Rzymie, wczesna w(y)padka w Paryżu i jeszcze dużo gorsze losowania niż wcześniej. Aler nic to. Jak ma w końcu coś ugrać w tym Wielkim Szlemie, to i tak ugra. Wszystko jedno czy będzie numerem trzecim czy czwartym. Tym bardziej, że po udanym Wielkim Szlemie numer i tak się zmieni:).
Wracając na chwilę do Szarapowej. Ona oczywiście nie zrobiła tego z miłości do Polki. Dzisiejsze zwycięstwo powoduje, że Rosjanka będzie od poniedziałku światową jedynką. Dobrze, że to tylko sport, choć i tak nie wiem jak na takie zachowanie swojej grażdanki zareaguje Kreml. Sowiety Putina mają na wszystko, co choćby tchnie Polską, taką alergię, że nie zdziwiłbym się gdyby podano, że Szarapowa po dzisiejszej wygranej wylądowała tam, skąd przyszła. Czyli na Syberii. Oczywiście nie za to, że jest najlepsza na świecie, tylko za to, że przyczyniła się do utrzymania przez Polkę znaczącej i prestiżowej pozycji w tymże:). Ewentualnych donosicieli informuję, że to taki żart tylko. Jakby co, oczywiście.
A tak w ogóle to dobrze, że się już ten sezon na czerwoną mączkę skończył. Przed nami trawa. Eastbourne, Wimbledon, potem igrzyska. Czuję nosem, a nos mam spory, że coś z tego będzie. Ja się, co prawda, często mylę, ale nie w sprawach zasadniczych. Nie mówię, że w lipcu cały Londyn będzie nasz, ale Wimbledon? Czemu nie? W końcu najwyższy czas z tym coś zrobić:)
Inne tematy w dziale Rozmaitości